O problemie emeryta napisaliśmy w na początku sierpnia ubiegłego roku. Walczył on wówczas z Zarządem Ogrodu "Malwa", który pozbawił go członkostwa i działki. Mężczyzna twierdził, że został okradziony, a wyrzucenie go z grona członków ogrodu odbyło się bezprawnie.
Dopiął swego
W ubiegłym tygodniu Sąd Okręgowy przyznał mu rację. Sędziowie zaocznie uznali, że uchwała Zarządu "Malwy" o pozbawieniu Kazimierza Pawłowskiego członkostwa jest nieważna. Oznacza to, że emeryt może znowu korzystać z działki.
- Wyrok jest co prawda nieprawomocny, ale jeśli nawet zarząd się odwoła, jestem przekonany, że sąd wyższej instancji przyzna mi rację - mówi Kazimierz Pawłowski, który zapowiada, że na tym nie kończy swojej walki o sprawiedliwość.
Złożył już pozew przeciwko prezesce "Malwy" o naruszenie dóbr osobistych. Chodzi o to, że na łamach "Pomorskiej" oskarżyła ona emeryta o publiczne obnażanie się.
- Będę domagał się 20 tys. zł złotych odszkodowania, z czego połowę przeznaczę na najbiedniejszy dom dziecka w okolicy Grudziądza. Chcę również, żeby pani prezes przez miesiąc zamieszczała przeprosiny w piątkowym wydaniu "Pomorskiej" - dodaje działkowiec.
Prezeska "Malwy", z którą wczoraj rozmawialiśmy jest zaskoczona wyrokiem sądu w sprawie działki.
Będzie odwołanie
- Nie mieliśmy pojęcia, że toczy się jakaś sprawa. Sąd nawet nas nie przesłuchał, więc jak mógł wydać wyrok? Jeśli jednak się tak stało, będziemy się odwoływali - mówi szefowa "Malwy", która zapowiedziała, że jeśli tylko sąd przyzna rację emerytowi, odzyska on swoją działkę.
Kazimierz Pawłowski na to bardzo liczy, bo ta działka, to całe jego życie. Użytkuje ją od 1982 roku. Kiedy zostawał działkowcem, jego parcela była jeszcze zarośnięta trawą. Razem z nieżyjącą już żoną ogrodził ten teren i wybudował na nim altanę. Większą część roku spędzał na działce.
Życie mu się jednak skomplikowało, przeszedł na zasiłek przedemerytalny i przez rok nie płacił składek członkowskich.
Zarząd miał argumenty?
Zarząd wykorzystał to i wiosną 2008 odebrał mu działkę, która została sprzedana. Cały dobytek emeryta wrzucono do foliowych worków, które do dziś leżą w magazynie ogrodu. Szefowie "Malwy" tłumaczyli, że stało się tak na życzenie Kazimierza Pawłowskiego.
Jak twierdzą, przez kilka miesięcy szukali emeryta, bo chcieli, żeby uregulował należności. Bez skutku. Wysyłali też do niego listy, które wracały.