https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Enea oskarżyła pana Jerzego o kradzież prądu. Dzięki nagraniom z kamer wybronił się

Paweł Kozłowski, 95 722 57 72, [email protected]
- Pracownicy zakładu energetycznego nie wiedzieli, że teren wokół mojej restauracji jest monitorowany. Nieprawidłowości podczas kontroli pokazał zapis z kamer - mówi Jerzy Żyłuk
- Pracownicy zakładu energetycznego nie wiedzieli, że teren wokół mojej restauracji jest monitorowany. Nieprawidłowości podczas kontroli pokazał zapis z kamer - mówi Jerzy Żyłuk (fot. Paweł Kozłowski)
Chyba tylko panu Jerzemu Żyłukowi udało się odeprzeć wszystkie zarzuty Enei choć nie jest jedyną osobą oskarżoną przez spółkę o kradzież prądu.

Sprawa oskarżeń o kradzież prądu przez Eneę to w ostatnich dniach temat numer 1 w regionie. Wywołały go reportaże w TVN-ie. Ich autorzy rozmawiali z ludźmi, którzy twierdzą, że zostali oszukani przez firmę. Ich zdaniem nieuczciwi monterzy Enei mieli uszkadzać liczniki, a później oskarżyć o nielegalny pobór prądu. - Za wykrycie kradzieży monter lub kontroler dostaje w Enei profity w wysokości 35 procent wysokości kary. Żaden inny dostawca energii nie płaci tak dużej prowizji - mówi Andrzej Wawrzyński, miejski rzecznik konsumentów, który przed sądem był pełnomocnikiem oskarżonych.

Spółka wszystkiemu zaprzecza: - Ufamy swoim pracownikom, którzy codzienną pracą udowadniają, że wykonują swoje obowiązki w sposób rzetelny i odpowiedzialny - czytamy w oświadczeniu przesłanym do "GL" przez rzecznika prasowego spółki Enea Operator Ewę Katulską.

Zmasowana kontrola

Nam, jeszcze przed publikacją w telewizji, udało się dotrzeć do osoby, która także została oskarżona o
kradzież prądu, ale udało jej się wybronić. To J. Żyłuk - właściciel restauracji "Leśna" w Lubniewicach. Pana Jerzego kontrolerzy Enei odwiedzili 24 sierpnia 2007 r. W w tym dniu w jego lokalu zjawili się przedstawiciele pięciu instytucji.

- Sanepidu, urzędu celnego, straży pożarnej oraz energetycy w towarzystwie policjantów - wylicza mężczyzna. Pan Jerzy był sam i nie mógł przez cały czas być z pracownikami Enei. - Siedziałem w sali restauracyjnej przy oknie. W pewnym momencie zauważyłem, że jeden z nich trzyma w ręku kable, pokazuje je policjantowi, po czym idzie do samochodu po aparat, by zrobić zdjęcia. Kable miały być rzekomo znalezione w skrzynce na prąd, a to miał być dowód na kradzież prądu. Kontrolerzy nie wiedzieli, że teren wokół restauracji jest monitorowany - mówi J. Żyłuk.

Czy wyciągnięto konsekwencje?

Jeśli w skrzynce były nieprawidłowości, kontrolerzy powinni - bez ingerencji - od razu wezwać J. Żyłuka lub policjanta.

- Zapis z kamer ujawnił też, że pracownicy energetyki zaczęli działać zaraz po przyjeździe. A oni twierdzili, że czekali na mnie, aż skończą się wcześniej rozpoczęte kontrole - dodaje mężczyzna.

Dla właściciela "Leśnej" kontrola skończyła się sądem. Pan Jerzy przed oskarżeniami wybronił się w procesie karnym oraz cywilnym, który założyła mu Enea (spółka domagała się kilku tysięcy złotych za nielegalny pobór prądu). W końcu J. Żyłuk pozwał Eneę za nieprawidłowości podczas przeprowadzania kontroli i firma go przeprosiła. Chcieliśmy się dowiedzieć, czy spółka wyciągnęła konsekwencję wobec kontrolerów, ale nie dostaliśmy odpowiedzi.

Zarzucili mu używanie magnesu

Rozmawialiśmy z jednym z bohaterów telewizyjnego reportażu - Jerzym Tylingo z Gorzowa. 15 października 2006 r. wezwał energetyków, gdy zauważył, że licznik wskazuje zużycie prądu o kilkanaście tysięcy kilowatów więcej niż zazwyczaj. - Kiedy monterzy działali, wyszedłem zapalić - opowiada. - Stwierdzili, że nie naprawią usterki i przyjadą jeszcze raz. Pojawili się po trzech dniach z kamerą, by nagrać plomby, przy których wcześniej sami grzebali. Zarzucili mi, że używałem magnesu neodymowego, który spowalnia licznik.

Prokuratura sprawę o kradzież prądu umorzyła, ale Tylingo przegrał w sądzie cywilnym. W sumie musiał zapłacić około 10 tys. zł. - Nie wykazano wysokości nielegalnego poboru prądu. Jedynie to, że licznik był zniszczony. A uszkodzić go można kładąc na nim magnes choćby na chwilę - dodaje.
Enea nie odpowiedziała na nasze pytania. Wysłała jedynie oświadczenie, które w całości publikujemy poniżej.

Komunikat prasowy Enea S.A.

Program "Uwaga", wyemitowany przez stację TVN w dniach 15 i 16 września 2010 r., pod znamiennym tytułem "Wrobieni w kradzież prądu", w sposób nierzetelny i nieobiektywny przedstawił podjęty temat.

Realizatorzy od początku kontaktów z przedstawicielami naszej Grupy Spółki byli negatywnie nastawieni do naszych racji, a działając z już postawioną tezą robili wszystko, by ją udowodnić. Dali z kolei łatwo wiarę słowom rozżalonych klientów i byłych pracowników firmy. Jakie pobudki nimi kierowały? Tego nie wiemy. Efekt dziennikarskiego "śledztwa" można było ocenić oglądając program. Wyrwane z szerszego kontekstu zdania wypaczały w sposób zasadniczy sens naszych wypowiedzi i argumentów. Przykłady nieprawidłowości, których ponoć sprawcami mieli być pracownicy Enei, nie poparte zostały żadnymi konkretnymi dowodami, wręcz przeciwnie, zawierają błędy i przekłamania!

Faktem bezspornym pozostają prawomocne wyroki niezawisłych sądów, które uznały nasze argumenty w spornych sprawach dotyczących nielegalnego poboru energii elektrycznej.

Zasadnicza teza reportażu, powielana w nim wielokrotnie, opiera się o wypowiedzi dwóch klientów, w sprawie, których sąd orzekł naruszenie zasad niezgodnego z przepisami prawa poboru energii elektrycznej. Samo naruszenie plomby licznika elektrycznego, na czym autorzy reportażu zbudowali swoją zasadniczą tezę audycji, dowodząc o procederze stosowanym przez kontrolerów ENEA SA nie świadczy o kradzieży prądu i nie jest dowodem na nieuczciwość naszych Klientów. Postanowić o tym, bowiem może jedynie sąd, na podstawie specjalistycznej analizy liczników poboru prądu wykonywanej przez niezależnych ekspertów i biegłych sądowych przedstawionych w programie. Każdy ma prawo do obrony i dochodzenia swych racji w sądzie, ale nikt nie ma prawa do podważania ostatecznych wyroków sądowych. My ich również nie podważamy i nie komentujemy i to bez względu na to, czy zapadają na naszą korzyść, czy też nie.

Obsługujemy ponad 2 miliony Klientów indywidualnych, wśród których mogą zdarzyć się klienci niezadowoleni z jakości naszej pracy. Przyjmujemy ten fakt z pokorą, starając się jednocześnie nieustannie poprawiać jakość naszych usług. System wewnętrznej kontroli pozwala na skuteczne eliminowanie niedociągnięć. Posiadamy skuteczne i sprawdzone procedury kontroli wewnętrznej, które od lat pozwalają na eliminację niedociągnięć. Wywiązujemy się z obowiązku zgłaszania każdego przypadku nielegalnego poboru energii na policję. Głosy krytyczne, w tym reklamacje, stanowią niewielki odsetek w porównaniu z ogólną liczbą naszych Odbiorców. Pragniemy przy tym zauważyć, że głosy krytyczne są głosami stanowiącymi jedynie niewielki odsetek wszystkich naszych klientów.

Rozumiemy bezwzględną walkę o widza i zyski. Nie rozumiemy natomiast dlaczego ten rodzaj walki podejmuje poważna stacja za jaką uważa się TVN.

Ufamy swoim pracownikom, którzy codzienną pracą udowadniają, że wykonują swoje obowiązki w sposób rzetelny i odpowiedzialny. Wspomniany program, podważył uczciwość i naruszył dobre imię nas wszystkich.
W naszym przekonaniu program naruszył także dobrą reputację i wizerunek Spółki, czołowego producenta i dostawcy energii elektrycznej, firmy notowanej na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie.
W związku z powyższym, rozważymy podjęcie kroków przewidzianych prawem, zarówno wobec stacji TVN, jak też realizatorów programu Uwaga.

Komentarze 6

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

Z
Zyga
awniac danych o meldunku.

o kradzieży prądu to bujda na resorach.

Enea ma burdel na sieci i wielkie straty energii więc ściemnia że kradną ludzie.

l
lech

Nikomu nie wolno kontrolować instalacji w domu bez zgody jego właściciela . Kontorlerzy enea mogą jedynie kontrolować urządzenia które są jej własnością. Znaczy to że mogą kontrolować tylko licznik bo nic wiecej nie jest jej własnością.

Jak przychodzą na kontrolę to muszą wiedzieć gdzie się znajduje i tylko tam mogą wejść.

Jeśli tego nie wiedzą to za drzwi z pajacami. 

l
luki
awniac danych o meldunku.
S
Stanisław
Ja też zostałem ukarany za kradzież prądu.Jest to bandycka firma która to się włamała do mieszkania mojej żony,została przez kontrolerów pobita.Splądrowali całe mieszkanie przeszukując wszystkie szafy.Nawet Policja nie chce wejść bo im nie wolno.Kto im dał prawo do rewizji rzeczy osobistych.Przed sądem skłamali że zabrano mój licznik i mam za to zapłacić.Oświadczam że licznik mam od 2003 roku idalej wisi.Sąd daje wiarę im a nie odbiorcy.Złodziejem okazał się kto inny bo posługiwał się Dowodem Osobistym z moim adresem.Ale to ich i sąd nie obchodzi bo można grzywnę skasować podwójnie.Nie można się od nich uwolnić.Także naszą własność traktują jak swoją korzystając i nie płacąc.Od 2007 roku mieli usunąć urządzenia z mojej działki i nie wykonali tego.Jesteśmy przeż nich szantażowani.Nie mamy z nikąd żadnej obrony.Przyzwolenie takie daje im dyrektor który to jak tchórz się chowa i w sądzie wysługuje się adwokatami.Powinni go jak najszybciej wyrzucić bo nie może być tak żeby zachowywali się jak terroryści.
G
Gość
Luzie mają teraz telefony z kamerkami. Niech wszyscy kręc ruch po ruchu, co robią inkasenci, monterzy itp. ja, jak wpuszcze do domu, to od wejśćia będę nagrywać. Nie mam zaufania do tej firmy i żałuję, że nie mogę jej zmienić.
M
M
Przeprosić to oni sobie mogą dziecko w piaskownicy. ja bym ich oskarzył o próbe wyłudzenia i się sądził na grubą kasę a monterów jeszcze w cywilnym. Odechaciało by im się na zawsze.
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska