Za usiłowanie zabójstwa kodeks karny przewiduje karę od ośmiu lat więzienia. Wyrok jest jednak niższy, bo sędzia dopatrzył się okoliczności łagodzących. Najważniejszą z nich było to, że Piotr W. nie ma żalu do swojej żony. - Chciałbym kiedyś zamieszkać z Ewą na wsi - mówił na sali sądowej. - Może nam się uda, bylebym tylko nie pił.
Czytaj też: Pokłóciła się z mężem - więc dźgnęła go nożem
To był trudny związek - co do tego nikt nie miał wątpliwości. Ewa W. poznała swojego przyszłego męża, kiedy ten odsiadywał wyrok w zakładzie karnym. W więzieniu też wzięli ślub.
Nie spędzili ze sobą ani jednego dnia na wolności - aż do 22 lipca zeszłego roku. Wówczas to Piotr W. uciekł z więzienia do żony. - Nie można powiedzieć, żeby Ewa W. pomogła mu w ucieczce - przyznał w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Piotr Szadkowski. - Przeciwnie: prosiła, by wrócił do zakładu. Jednocześnie jednak pomagała mężowi finansowo, wykładała własne pieniądze, zorganizowała przeprowadzkę z toruńskich hotelików do znajomych w Sąsiecznie.
I to właśnie w Sąsiecznie 30 lipca doszło do tragedii, która była zwieńczeniem wielu wcześniejszych konfliktów małżeńskich. Wcześniej - jak ustalono w postępowaniu sądowym - Ewa W. zabrała telefon Emilii F., znajomej, u której czasowo mieszkała. Ten uczynek wypomniał jej wieczorem mąż, i to stało się bezpośrednią przyczyną awantury.
Ewa W. chwyciła leżący na suszarce do naczyń kuchenny nóż i zaatakowała męża. Była trzeźwa. Ostrze przebiło serce na wylot, uszkodziło wątrobę i przeponę.
Kobietę obezwładnił Artur R., konkubent Emilii F. Wyprosił ją z domu i zadzwonił po pogotowie. Ewa W., gdy ochłonęła, również wezwała karetkę - ratownicy jednak już jechali do jej męża. Sąd uznał to jednak za kolejną okoliczność łagodzącą. Jak uznali biegli: Piotr W. miał duże szczęście, że przeżył.
Po awanturze Piotr W. trafił do szpitala, później - na powrót do więzienia. "Ja będę się starał wybronić cię" - pisał już wtedy do żony. I jak zapowiadał, tak zrobił.
Podczas procesu początkowo nie składał zeznań. Zdecydował się na to pod sam koniec postępowania, po tym, jak usłyszał już wersje wydarzeń przedstawione przez świadków i Ewę W. - W ocenie sądu starał się dopasować swoje zeznania do wersji żony, by poprawić jej sytuację - zauważył sędzia Piotr Szadkowski.
Wersja Ewy W. mówiła o szarpaninie i przypadkowym zranieniu męża. Nawet kiedy sędzia przytaczał Piotrowi W. listy, w których ten zwracał się do żony: "Cześć, morderczyni, chciałem ci napisać, że to już koniec znajomości. Nie chcę, by miłość tak wyglądała, by mnie dźgano nożem" - poszkodowany wyjaśniał, że napisał tak tylko dlatego, że pokłócił się z żoną. - Byłem na nią zły, ale już mi przeszło - mówił.
Kolejną okolicznością łagodzącą był fakt, że Ewa W. nie była wcześniej karana. Choć w 2006 roku zaatakowała nożem swojego byłego konkubenta, Jarosława Ł. Skończyło się wówczas na niegroźnej ranie ramienia - mężczyzna miał na sobie grubą kurtkę, która zamortyzowała cios.