Oczywiście nie można tu generalizować, bo każdy z nas jest innym kierowcą. Jednemu nauka jazdy przychodzi z łatwością i w krwi płynie mu benzyna, inni potrzebują dużo czasu, by nabrać pewności. Jednak czego taki kursant może nauczyć się w Chojnicach? Tego samego, co w Sępólnie, Człuchowie. Ronda są takie same, drogi nie różnią się zbytnio niczym. A gwarantuję, że utkniemy w korkach i to w większych niż w tych miastach. Dlaczego? Przez liczne sygnalizacje świetlne. Chyba się nie mylę, że w całym powiecie sępoleńskim jest... jedna sygnalizacja (w Więcborku). Może trudniej czasami wbić się w lewo, ale przy układzie rond zawsze można podjechać w prawo i wrócić. W Chojnicach trzeba dużo cierpliwości, sprytu i refleksu, by z bocznych ulic podłączyć się do głównej arterii. A bardzo często zdarza się też, że mimo iż mamy zielone światło, to na skrzyżowanie nie wjedziemy, bo tam "mistrzowie" zostali i nie opuścili krzyżówki. I kolejne kilka minut w plecy. Nie mam nic przeciwko kursantom. Sam się uczyłem jeździć.
Zobacz również: Deszcz potrafi być naprawdę groźny. Powodzie nie raz nawiedziły Polskę [zdjęcia]
Jednak trudno będzie powstrzymać mi się przy siedzącym obok synku, by nie przeklinać. Wystarczy tylko, że na każdej krzyżówce jednemu zgaśnie silnik przy puszczaniu sprzęgła.... A spodziewam się, że biorąc pod uwagę łatwość zdania w Chojnicach, będą przyjeżdżać tu "L" z kilkunastu lub kilkudziesięciu miejscowości. Z każdego miasteczka wystarczą po 2-3 samochody plus egzaminy i mamy 50 "L" na mieście....
Aż strach pomyśleć... I jak taki świeżo upieczony kierowca odnajdzie się w innych miastach? Dla ich dobra nie przenośmy "stolicy" egzaminowania do Chojnic.
Najnowsze Info z Polski