Starosta Franciszek Koszowski uspokajał, że jest po spotkaniu z pracownikiem Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, który deklaruje kontrolę gleby tam, gdzie wylewana jest gnojowica. - Trzeba mu tylko wskazać konkretne miejsce i wtedy pobierze próby - uściślał. - Gdy WIOŚ potwierdzi problem, może nawet doprowadzić do zamknięcia zakładu!
Entuzjazm studził radny Adam Knapik, według którego nikt nie ma prawa ingerować w umowę zawartą między masarnią a rolnikiem. - Możemy działać tylko pod kątem groźby skażenia wód gruntowych - tłumaczył.
Kujawsko-Pomorską Strefę AGRO znajdziesz na Facebooku - dołącz do nas!
Starosta uczulił radnego Nowakowskiego, że badania WIOŚ są kosztowne, dlatego niezbędna jest współpraca mieszkańców z inspektoratem, żeby wskazali odpowiednie miejsce pobrania prób gleby.
Na sali słychać było zdziwienie, dlaczego problem wrócił, skoro kilka lat temu został zażegnany wraz z uruchomieniem biogazowni w Buczku. - Pewnie gnojowica ma złe parametry i nie nadaje się do przetworzenia w gaz - prognozował radny Nowakowski.
Odpowiedzi na wszystkie pytania znał Józef Gawrych, kierownik wydziału rolnictwa i ochrony środowiska w starostwie powiatowym, który siedział piętro niżej w swoim gabinecie. - Zmieniły się realia na rynku odnawialnych źródeł energii - wyjaśnił „Pomorskiej”. - To złożona sprawa, ale zasadniczą różnicą jest to, że za zbycie gnojowicy do biogazowni trzeba już płacić i to wywołało nieporozumienia między firmami. Doszło jednak do spotkania, podczas którego zawarły one umowę, zgodnie z którą gnojowica z Krąplewic znowu płynie do Buczka.