Biorąc pod uwagę ich poprzednie wyprawy i niebezpieczeństwa, z którymi się zetknęli, Lech i Wojciech Flaczyńscy są wyjątkowo uparci i zdeterminowani. Trzymajmy zatem za nich kciuki.
Wyruszyli w środę. Do samochodu osobowego z trudem zmieścili cały swój sprzęt.
- Trochę tego mamy... Większość rzeczy i sprzętu pozostała nam z poprzednich wypraw. Kupić musieliśmy tylko świeżą żywność - mówi Lech, grudziądzki tłumacz, podróżnik i himalaista.
- Wybieramy się na szczyt Makalu, 8481 metrów nad poziomem morza - mówi Wojciech, syn Lecha.
Góra leży około 19 kilometrów na południowy wschód od Everestu, czyli najwyższego szczytu świata. Makalu to piąty co do wysokości ośmiotysięcznik na świecie.
Będą działali samodzielnie
- Wspinać będziemy się na niego „drogą francuską”. Jest to szlak wyznaczony przez pierwszych zdobywców szczytu. Stosunkowo najłatwiejszy do pokonania - opowiada Lech. - Jedziemy z agencją, która organizuje nam tylko pobyt w Katmandu, stolicy Nepalu, trekking, czyli dojście do bazy pod szczytem na wysokości 5600 metrów i kuchnię w bazie. Będziemy tam mieszkali przez dwa miesiące.
Do wyprawy przygotowywali się praktycznie przez cały rok, utrzymując dobrą kondycję fizyczną. W ostatnim czasie byli w Norwegii, biegali na nartach.
- W Himalajach będziemy działać samodzielnie jako ekspedycja dwuosobowa, rodzinna. Ale na miejscu będą też inne wyprawy, będą inni wspinacze - mówi starszy Flaczyński. - Nie korzystamy z pomocy szerpów. Całe wspinanie, zakładanie obozów to będzie nasza praca. Będziemy musieli założyć cztery obozy powyżej bazy, wyposażyć je i z ich pomocą wspiąć się na szczyt.