Boruc nie ukrywał, że wrócił do Legii by spełnić marzenie z czasów młodości i zagrać z nią w fazie grupowej europejskich pucharów - najlepiej w Lidze Mistrzów. I o ile do jego nastawienia i waleczności nie można mieć pretensji (w pierwszym meczu z Florą uratował Legię kapitalną paradą bramkarską), o tyle jego koledzy już tak ambitnie nie grają.
Po pierwszym spotkaniu z Florą Boruc wprost stwierdził, że z "takim nastawieniem Legia nie ma czego szukać w Europie". Dodał też, że niektórym piłkarzom brakuje ambicji. Czy miał rację? Wtorkowy rewanż pokazał, że chyba tak.
Flora - Legia 0:1. Boruc wściekły na kolegę
Legia znów nie potrafiła zdominować wyraźnie słabszego (przynajmniej na papierze) rywala. Flora już w pierwszej połowie stworzyła sobie kilka poważnych sytuacji bramkowych, z których przynajmniej jedną powinna była wykorzystać. Po jednym z rzutów rożnych, gdy "setkę" zmarnował zawodnik Flory, Artur Boruc nie krył złości pod adresem Artura Jędrzejczyka, który odpuścił krycie jednego z zawodników.
W drugiej połowie sytuacja nie uległa zmianie. Legia męczyła się z gospodarzami, nie potrafiła stworzyć klarownej sytuacji bramkowej i - co najgorsze - brakowało jej woli walki w obronie.
W 53. minucie Flora przeprowadziła groźnie zapowiadający się kontratak. Ostatecznie z akcji niewiele wyszło, ponieważ jeden z zawodników huknął wprost w Artura Boruca. Ten złapał piłkę, po czym z wściekłością na twarzy rzucił potężną wiązankę w kierunku jednego z kolegów z zespołu. Sparodiował również sposób jego biegania, udając podskakiwanie na palcach.
Do kogo pretensje miał "Borubar"? Powtórki nie wyjaśniły tego w stu procentach, ale podpadł mu albo Josip Juranović, albo nowy nabytek Legii - Josue.
