Bawiliśmy się z ariami z operetek, oper i musicali
Ale czy mogło być inaczej, skoro ma się do dyspozycji piękne głosy Katarzyny Trylnik (sopran), Magdaleny Idzik (mezzosopran), Tadeusza Szlenkiera (tenor) i Adama Zaremby (baryton)? Klapa w tym przypadku w ogóle nie wchodzi w rachubę! No chyba że z powodu upału artyści doznaliby nagłej amnezji...Ale na szczęście kłopoty miał tylko prowadzący galę operetkową Marek Czekała, któremu zdarzało się mylić, kto i z kim ma właśnie wyjść na scenę.
Z tych tarapatów wychodził obronną rękę, bo chojniczanie już zdołali poznać go jako uroczego gawędziarza, który jak z rękawa sypie anegdotami i dowcipami, a sam przyznaje, że część z nich nie jest najwyższego lotu. Publiczności najwyraźniej to nie przeszkadza, bo bawiła się świetnie.
Sukces drugiej Nocy Operetkowej to także wybór repertuaru. Jeśli w programie są najbardziej znane muzyczne kawałki, takie jak "Graj Cyganie", "Habanera", 'Wielka sława to żart", "Co się dzieje, oszaleję", "Brunetki, blondynki", "Usta milczą, dusza śpiewa...", to trudno się dziwić, że widownia domaga się bisów i funduje artystom owację na stojąco, a potem nie chce ich wypuścić ze sceny.
Poza tym było i śpiewanie solo, i w duecie, a nawet we czworo, czyli pełne urozmaicenie. Tadeusz Szlenkier pewnie się nieco zdziwił, gdy w czasie śpiewania arii "Wielka sława to żart" nucił wraz z nim cały amfiteatr! - Takiego wielkiego chóru to Chojnice chyba nie mają - śmiał się solista. - To możemy uznać, że właśnie on jest Chórem Miasta Chojnice.
A Adamowi Zarembie, chojniczaninowi z urodzenia pewnie było miło, że został tak gorąco przyjęty w swoim rodzinnym mieście.
Nie było i tym razem kłopotu z frekwencją, bo amfiteatr był nabity po brzegi, ludzie siedzieli też po bokach sceny, stali na koronie fosy. Pogoda była łaskawsza niż na "Skrzypku.." - było trochę bardziej rześkie powietrze, a z nieba nie spadła ani jednak kropla deszczu.
Kolejne spotkanie z Orkiestrą im. Johanna Straussa w Nowy Rok. Ciekawe, jaką tym razem muzycy przygotują niespodziankę i kto będzie im towarzyszył. Jedno jest pewne, to będzie na pewno bardzo miłe wejście w następny rok, bo z Markiem Czekałą nie może być inaczej.