Kilkudziesięciu gimnazjalistów zajęło fotele bydgoskich rajców. Na miejscach, zarezerwowanych w czasie sesji Rady Miasta dla prezydenta i jego zastępców, usiedli przedstawiciele policji i straży miejskiej.
Każdy z uczniów trzymał w ręku "Apel młodego pokolenia". To deklaracja przeciw zażywaniu dopalaczy, narkotyków i używek.
- Jestem stanowczo przeciwny wszelkim zakazom - Marian Sajna, dyrektor wydziału edukacji w ratuszu przekornie zwrócił się do młodzieży. - Wiem po sobie, że jeśli ktoś mi czegoś zakazuje, to na pewno właśnie to zrobię. Dlatego jestem zwolennikiem edukowania młodych ludzi, a nie stawiania im zakazów.
Nie trzeba było długo czekać na pytania. W górę powędrowały ręce co bardziej ciekawskich uczniów.
- Dlaczego w Holandii można mieć przy sobie marihuanę na własny użytek, a w Polsce nie? - rzucił pytanie trzecioklasista siedzący na balkonie sali sesyjnej.
Zamiast Sajny, odpowiedział Sławomir Szymański, naczelnik wydziału prewencji Komendy Miejskiej Policji: - Co to znaczy, na własny użytek? Mówimy o jednym gramie marihuany, czy może o dziesięciu? Taka zmiana prawa mogłaby z jednej strony ułatwić walkę z dilerami narkotykowymi. Pamiętajmy jednak, że w Holandii próbowano już kilkakrotnie ponownie zakazać posiadania marihuany. Jak dotąd bezskutecznie.
Głównym tematem dyskusji były jednak dopalacze. - Czy musiało dojść do śmierci kilku osób po zażyciu "Tajfunu", by można było zakazać handlu dopalaczami? - pytała Ania Malinowska gimnazjalistka z drugiej klasy.
- Niestety często bywa, że dopiero tragedia otwiera oczy władzy, społeczeństwu, ale też, mediom - przyznał Szymański i dodał: - To jednak nie znaczy, że wy, młodzi jesteście zupełnie bezbronni wobec dopalaczy. Macie rozum. Nie pozwólcie, by dilerzy robili na was interesy. Im chodzi tylko o pieniądze, a wy możecie zmarnować sobie życie.