Nie milkną też echa walki Krzysztofa Głowackiego (31-2, 19 KO) z Mairisem Briedisem (26-1, 19 KO). Promotor „Główki” Andrzej Wasilewski złożył protest przeciwko wynikowi walki. Jego grupa KnockOut Promotions opublikowała też wideo wyliczające skandaliczne błędy sędziego ringowego, które miały wpływ na ostateczne rozstrzygnięcie (m.in. brak czasu na dojście do siebie po uderzeniu łokciem przez Łotysza czy przedłużenie drugiej rundy - w „dodatkowym” czasie Briedis posłał Polaka na deski ciosem w tył głowy).
- Idziemy po każdej możliwej drodze. Wyszczególniliśmy aż dziewięć punktów, w których zostały złamane przepisy. Cios łokciem, przedłużona runda, wejście narożnika do ringu, zanim runda została uznana za zakończoną, ciosy w tył głowy, pokazanie przez sędziego Byrda zakończenie walki, by potem zmienić decyzję na zakończenie rundy, są wątpliwości co do długości przerwy itd. Łącznie to aż dziewięć punktów. Przecież Robert Byrd zamiast dać Krzyśkowi pięć minut po faulu, klepie go leżącego na macie i choć ten nie rozumie prawie nic po angielsku, groźnym głosem krzyczy do niego "Wstawaj, podnoś się". Krzysiek po prostu bał się, że zaraz sam zostanie zdyskwalifikowany. Więc wstał. Krzysiek bardzo to przeżył i chyba do końca jeszcze to wszystko do niego nie dotarło - podkreślał Wasilewski w rozmowie z serwisem Bokser.org.
- Jest mi go podwójnie szkoda, bo to jeden z ostatnich "dinozaurów" polskiego sportu, dla którego rywalizacja jest najważniejsza, a nie kasa. On dzięki wygranej mógł kupić kilka mieszkań, ale jemu najbardziej zależało na tym, by pokazać światu, że po prostu jest lepszy od Briedisa, ma swoje marzenia i je realizuje. A nawet nie miał okazji zaprezentowania swoich umiejętności, bo zanim walka się zaczęła, było już po wszystkim - dodał promotor.
W sprawie zmiany werdyktu walki i ogłoszenia jej jako no-contest (nieodbyta) trudno jednak być optymistą. Wszystkie karty w ręku ma łotewska federacja, która nadzorowała pojedynek. Jego stawką miały być pierwotnie pasy mistrza świata WBC i WBO. Pierwsza organizacja nie zgodziła się jednak na proponowaną obsadę sędziowską, druga wycofała się w ostatniej chwili. Choć WBO na Twitterze pogratulowało Briedisowi zdobycia tytułu, później się z tego wycofało. Pas nadal jest w posiadaniu Polaka i możliwe, że będzie dla niego „nagrodą pocieszenia” za to, że został w Rydze oszukany.
Na szybki rewanż nie ma szans z dwóch powodów. Po pierwsze, walka była półfinałem turnieju World Boxing Super Series, którego finał musi odbyć się jesienią. Po drugie, ciosy Briedisa zabrały Głowackiemu sporo zdrowia i Polak musi odpocząć od treningów.
ZOBACZ TEŻ:
Tomasz Dębek
Obserwuj autora artykułu na Twitterze
Dariusz Michalczewski: Izu Ugonoh to diament, który trzeba oszlifować. W 2020 roku będzie walczył o tytuł mistrza świata
