- Wszyscy wciąż jesteśmy w szoku! Gradobicie się zdarza, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałem - mówi Ryszard Dobieszewski, burmistrz Dobrzynia nad Wisłą.
Jego komórka nie milknie od sobotniego wieczoru, kiedy to na gminę Dobrzyń spadł grad wielkości pięści. Wczoraj rano przed urzędem zebrała się ponad- stuosobowa delegacja mieszkańców. Wszyscy z rozpaczą pytali: Co dalej?
Ale nie łatwo radzić komuś, kto w kilka minut traci 40 ha czekającego na ścięcie rzepaku. Bo każdy wie, że nawet najkorzystniejszy kredyt nie pomoże, gdy z plantacji dorodnych ogórków zostaje błotnisty przecier. Zapomoga na niewiele się zda tym, którym grad wybił całe hektary cebuli, kukurydzy, zbóż...
- Ludzie stracili wszystko, co mieli, cały dobytek! Uprawy! Dach nad głową! - przyznaje burmistrz i dodaje, że bardzo chciałby pomóc i zrobi wszystko, co tylko możliwe, ale skutki tej tragedii długo jeszcze będą odczuwalne w całej gminie.
Feliksa Perlińska i jej rodzina pracowali w polu, gdy przyszła burza. Wszyscy zdążyli uciec przed wielkim jak pięść gradem, ale na polu musieli zostawić skrzynki pełne zbieranych przez cały dzień ogórków. Gdy wrócili na pole, okazało się, że z plantacji nie zostało nic. Nie udało się ocalić nawet jednego z pielęgnowanych tygodniami warzyw.
Zniszczona jest też rosnąca na polach Henryka Wyczałkowskiego kukurydza. Grad ogołocił także z owoców sad, podziurawił dach domu. Plantacji cebuli nie mają już państwo Złakowscy z Michałkowa. Rzepak i pszenicę grad wymłócił Markowi Kwiecińskiemu z Mokowa. On już wie, że jeśli nikt mu nie pomoże straci jeszcze więcej, bo w zalanym spichlerzu nie ma już paszy dla zwierząt. Próżno jej także szukać na pełnych błota polach.
Bez dachu nad głową została rodzina pana Wiesława Perlińskiego z Mokowa. Zniszczona też została droga łącząca Mokowo z Chalinem. Mieszkańcy Chudzewa do Dobrzynia muszą jeździć okrężną drogą.
- Znamy te wszystkie problemy, w środę ponownie spotkamy się z mieszkańcami, by wspólnie szukać rozwiązania - obiecuje burmistrz Dobieszewski.
Władze gminy wystąpiły do wojewody, żeby ogłosił klęskę żywiołową. Trwają pertraktacje z bankami w sprawie kredytów dla poszkodowanych. Choć gminne komisje szacują dopiero straty, wiadomo już, że kilkudziesięciu gospodarzy straciło sto procent upraw.
Ogromnym problemem są zarwane i podziurawione dachy. Jak mówi burmistrz większość budynków pokryta była eternitem, a to oznacza, że pieniądze potrzebne będą nie tylko na nowe poszycie, ale także na utylizację azbestu. Na razie ludzie przykryli swoje domy folią, którą udało im się kupić w markecie. Z obawą patrzą w niebo.