- Jest pani rodowitą mieszkanką Dobieszewic?
- Nie. Mieszkam tutaj od 50 lat, a mam ich ciut więcej (śmiech). Rodzice przeprowadzili się do Dobieszewic z okolic Orchowa. Z domu jestem Wędzikowska. Moje nazwisko panieńskie powstało w 1863 roku. Jest więc stosunkowo młode. Nasi przodkowie mieli posiadłości w okolicach Lwowa. Uciekli, bo byli prześladowani przez cara i zamieszkali na tych terenach. Zmienili też nazwisko z Mrozik na Wędzikowski.
- Skąd pani aż tak dokładnie zna historię swojego rodu?
- Moja rodzina przez kilkaset lat prowadziła księgę rodową. Dostawał ją zawsze najstarszy syn rodu. Niestety, Niemcy zniszczyli ją podczas wojny. Historię znam z opowiadań mojego ojca. On czytał tę księgę.
- Teren nad jeziorem w Dobieszewicach jest przepiękny.
- Rzeczywiście, mieszkamy w pięknym zakątku. Mamy stąd piękny widok. Jak na jeziorze odbywały się zawody motorowodne, to z naszego brzegu mieliśmy dużo lepszy widok niż kibice w Janikowie.
- Mieszkańcy wspominali, że napisaliście projekt, który pozwoli wam w dużym stopniu upiększyć świetlicę i teren przed nią.
- Jak coś się robi, to zawsze z nadzieję, że to się uda. Pisząc ten projekt nie spodziewaliśmy się, że dostaniemy aż tyle. Mamy dostać ogółem 367 tysięcy złotych. Pieniądze te zostaną przeznaczone na restaurację zabytkowego parku, remont elewacji i dachu świetlicy oraz porządkowanie terenu wokół obiektu. Będą też pieniądze na wyposażenie świetlicy, na postawienie placu zabaw i budowę pomostu na Jeziorze Pakoskim oraz na organizację imprez kulturalnych. Chcemy, by w parku pojawiły się takie alejki, jakie były tu pierwotnie, grzybek oraz figura świętego Jana. W latach 70. zabrano ją do konserwacji i niestety zaginęła. Te wszystkie inwestycje są rozłożone na osiem lat. Prace rozpoczną się w przyszłym roku.
- A czy znajdzie się w parku miejsce na boisko? Dziś nie macie go w Dobieszewicach.
- Kiedyś było tu boisko. Było to jednak dawno. Jak w Pakości zrobili tamę, woda w jeziorze została podniesiona, więc ta polana z została zalana. Teren zrobił się też bardziej bagnisty. Boiska więc nie będzie, bo po prostu nie ma na to miejsca. U nas jednak nie ma za dużo młodzieży. Sołtysem jestem od 11 lat. Zawsze robię gwiazdkę dla dzieci. Zauważyłam, że dziś jest o 12 dzieci mniej niż na początku mojego sołtysowania. W naszym sołectwie jest ich zaledwie 40. W tym roku urodziło się tylko jedno.
- Mieszkańcy wspominali, że przy głównej drodze w Dobieszewicach przydałby się chodnik. Są na to jakieś szanse?
- Droga jest wojewódzka, więc o budowie chodnika decyduje województwo. Pieniędzy z funduszu sołeckiego nie możemy na ten cel przeznaczyć.
- Są jednak gminy, które współfinansują budowę chodnika i zarządcy dróg się na to godzą.
- Nasza droga ma być niedługo kompleksowo modernizowana. Prawdopodobnie Pakość ze Strzelnem ma połączyć ścieżka rowerowa. Mam nadzieję, że do tego dojdzie.
- Mieszkańcy narzekali też na to, że wieczorami w Dobieszewicach jest bardzo ciemno. Brakuje lamp.
- Nie można żądać, by burmistrz w jednym roku w całej gminie zrobił wszystko. Trzeba to zrozumieć. Ale stara się. W pierwszej kadencji walczyłam o oświetlenie na tak zwanych Majdanach. Wywalczyłam. W drugiej kadencji wywalczyłam remont świetlicy. Teraz mamy dostać pieniądze na realizację tego dużego projektu. Ciężko będzie więc nam coś jeszcze załatwić dla naszej wsi.
A co życiu w Dobieszewicach mówią zwykli mieszkańcy?
O tym w poniedziałkowym wydaniu papierowej "Pomorskiej"