Golubsko-dobrzyński Zespół Szkół nr 1 im. Anny Wazówny świętuje w tym roku 65-lecie. Zorganizowane z tej okazji "Spotkanie po latach" przyciągnęło 150 absolwentów. Dawni uczniowie najpierw spotkali się w szkolnych ławkach, a wieczorem przy wspólnej biesiadzie - przeglądali stare zdjęcia, wspominali, śmiali się.
- Najwięcej gości, prawie po trzydzieścioro, mieliśmy z roczników maturalnych '68 i '84 - mówi Zbigniew Winiarski, dyrektor placówki, który sam ukończył "Wazównę". - Dawnych uczniów rozsiało po całym kraju, odwiedził nas nawet kolega z Norwegii. Takie spotkanie to szczególnie duża frajda właśnie dla nich. Ci, którzy nadal mieszkają w Golubiu-Dobrzyniu zwykle nie tracą kontaktu z naszą szkołą - trafiają tu też ich dzieci i już nawet wnuki.
Pamiętam ten głos
W szkole działa Stowarzyszenie Absolwentów, które co kilka lat organizuje zjazdy. Jednak za każdy razem przyjeżdża też ktoś nowy, a upływ czasu sprawia, ze zaskoczenia rosną. Jak rozpoznać dawnych znajomych?
- Każdy zerka dyskretnie na identyfikatory - zdradza pani Ewa z klasy matematyczno-fizycznej, która z maturalnym świadectwem w ręku opuściła szkolne mury 35 lat temu. - Oglądaliśmy razem pamiątki, stare zdjęcia, szukaliśmy się. Z tymi, którzy spotkali się na wcześniejszych zjazdach, utrzymujemy kontakty przez internet i telefoniczne. Te szkolne lata związały nas, wspomnienia zostają gdzieś w środku. A takie zjazdy to mnóstwo wzruszeń.
- Bardziej zmieniają się kobiety, dla nas czas jest łaskawszy - przyznaje pan Roman. - Ale uśmiechy i głosy rozpoznać można bezbłędnie niezależnie od upływu lat.
- Mnie przez całe liceum podobał się Leszek, a on się oświadczył koleżance - śmieje się z kolei Nina Lipińska, dziś mama dorosłych dzieci. - Tej twarzy z żadną bym mnie pomyliła.
- Ale on palił papierosy! - skarżą chórem dawne koleżanki.
Chemik przy sterze
Przez lata także w życiu szkoły dużo się działo. Dawny uczeń Zbigniew Winiarski dziś jest dyrektorem placówki.
- Za swoich licealnych lat wcale tego nie planowałem, skończyłem politechnikę, wróciłem do "Wazówny", bo po stanie wojennym brakowało im chemika - opowiada. - Po dyrektorach matematyku, poloniście, wuefiście i historyku, przyszedł czas na chemika. Taki zjazd absolwentów to dla mnie mocne przeżycie - są tu razem moi profesorowie, koledzy i ci, których dziś uczę.
- Przyjemnie, że to absolwent kieruje szkołą, kolega, który kończył rok przede mną - mówi Roman. - To pokazuje rangę i możliwości dydaktyczne tej placówki.
Wykopki, wiatrówki i pączki
Przed sklepikiem szkolnym w 1978 roku. W miejscu portretu Lenina jest obecnie
okienko sklepiku.
Od lewej: Nina Lompart-Lipińska, Hanna Sokołowska-Zadylak, Mirosława Przybyszewska-Pniewska i Lila Orfin.
(fot. fot. nadesłane)
Jak było w "Wazównie" przed laty?
- Jako licealiści jeździliśmy na wykopki do Sokołowa i były wyprawy całą klasą na Dni Drwęcy - wspomina Wanda, koleżanka z ławki, dziś żona Romana.
- Uczyliśmy się informatyki ale bez komputerów - przybliża sytuacji z końca lat 70-tych Marlena Dąbrowska-Łęgowska.
- Na PO strzelaliśmy z wiatrówek, ja nie mogłam trafić więc dziurawiłam tarczę długopisem - dodaje Nina. - Wciąż się wstydzę, jak pomyśle o uwadze, którą wtedy zarobiłam, choć to było kilkadziesiąt lat temu.
Dziś w szkole jest aparatura chemiczna, z jaką dawni absolwenci mieli do czynienia na studniach. Do tego imponująca budowa astrobazy. Komputery. I całkiem nowe boisko, kiedyś był zwykły żwir.
Wnioski po spotkaniu? - Są rzeczy, które przetrwały niezmienione, na przykład szkolny sklepik jest dokładnie tam, gdzie był - mówi Nina. - Ale inne zmieniły się bardzo, pączki dowożą teraz aż z Wąbrzeźna.