Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Golub-Dobrzyń. Z dnia na dzień życie Mateusza zupełnie się zmieniło - musi o nie walczyć

Marlena Przybył, [email protected]
Siostra Mateusza, 2,5-letnia Julka też przeżywa trudne chwile, bo mama wiele dni spędza w szpitalu
Siostra Mateusza, 2,5-letnia Julka też przeżywa trudne chwile, bo mama wiele dni spędza w szpitalu Fot. Autorka
- Marzę teraz o dwóch rzeczach - przyznaje chory na nowotwór Mateusz Owsianikow. - O zdrowiu i o laptopie.

- To było 16 czerwca - pamięta aż nazbyt wyraźnie pani Krystyna, mama czternastolatka. - Mateusz był zdrowy jak wszyscy, zaniepokoiły mnie tylko pogrubione węzły chłonne na szyi. Poszliśmy na proste badanie.

Chłopak planował wtedy wakacje i upragniony wyjazd nad morze. Szybko się okazało, że nie pójdzie nawet po świadectwo, a do swojego gimnazjum w Gałczewku w tym roku na pewno nie wróci.

- Od razu dostaliśmy skierowanie na bydgoską onkologię - wspomina tamten straszny dzień pani Krystyna. - Lekarze nie mieli żadnych wątpliwości, były już przerzuty, zdiagnozowali chorobę Hodgkina.

To nowotwór układu limfatycznego zwany kiedyś ziarnicą złośliwą. - Teraz już tej nazwy nie stosujemy, bo nowotwór ten jest lepiej rozpoznany i wiemy, że szanse na wyleczenie są duże - mówi Anna Dąbrowska-Gizińska, lekarz prowadzący Mateusza. - Jest to jednak choroba bardzo podstępna, przebiega bezobjawowo, choć atakuje wiele narządów. U dzieci występuje bardzo rzadko.

Mateusz trafił na oddział w jej IV, zaawansowanym stadium. Lekarze natychmiast rozpoczęli leczenie. Minął miesiąc, a chłopiec ma już za sobą wycięcie jednego węzła chłonnego i pierwszą chemioterapię. Teraz wrócił na kilka dni do domu. Wszystko się jednak zmieniło.

- Nie wolno mi nawet wychodzić na dwór, zresztą mam dużo mniej sił niż wcześniej, prawie cały czas spędzam w łóżku - opowiada. - Koledzy nie przychodzą, bo po chemii spada odporność i bardzo łatwo mogą mnie zarazić. Dlatego na twarzy mam maskę.

Mateusz musi prowadzić oszczędny tryb życia, odpowiednio się odżywiać, nie ma mowy o kąpieli w jeziorze, opalaniu czy kontaktach ze zwierzętami. - Mam dwa żółwie, Nido i Dodo, one tak niewiele robią, że mogły zostać w domu - znajduje dobre strony sytuacji.

Chłopiec przez cały czas przyjmuje leki. Musi być ostrożny. - Wystarczy wzrost temperatury o kilka kresek i już mamy wracać do szpitala - wyjaśnia pani Krystyna.

Na bydgoski oddział onkologiczny i tak będzie musiał wrócić jeszcze wiele razy. - Lekarze mówią o 80 procentach szans na wyleczenie - wyznaje z nadzieją mama. Chłopca czeka jednak długotrwała, trudna walka.

- Nie chcę się o mojej chorobie za dużo dowiadywać, żeby się nie przejmować - ocenia sprawę Mateusz. - Przykro mi, że mama i tata się tak martwią. Dla mnie samego najgorsze jest to, że nie mam co robić, szczególnie w szpitalu.

Spytany o marzenia, Mateusz odpowiada od razu: laptop. Wtedy leżenie w łóżku wygląda trochę inaczej. - I po pierwsze, oczywiście chciałbym wyzdrowieć - dodaje zaraz już mniej radośnie.

Rodzice i rodzeństwo Mateusza utrzymują się z niewielkiego gospodarstwa. Pomogli im już mieszkańcy wsi, za co ze wzruszeniem dziękują.

Rodzina szuka też fundacji, która mogłaby ich wesprzeć w tej trudnej sytuacji.
Udostępnij

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska