Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gotował dla Kwaśniewskich, sprowadzał mleko bambusowe dla króla Indii... O kim mowa?

Tekst i Fot. Kamila Mróz [email protected] Tel. 056 619 99 10
Jacek Szczepański: - Jestem nienażarty!
Jacek Szczepański: - Jestem nienażarty!
Mowa o szefie kuchni toruńskiego Hotelu Bulwar. Do restauracji w hotelu Bulwar wchodzi kilka osób. Jacek Szczepański, rozmawiając ze mną, pilnie nadsłuchuje, na co mają ochotę. Lody z gorącymi wiśniami? Niemożliwe? I już biegnie przygotować wykwintny deser.

Bo w zawodzie kucharza przydaje się również sprawność sprinterska. Pewnego razu na lunch dla prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego pan Jacek wymyślił daniela w sosie z jabłek rajskich. Refleksja, skąd wziąć takie jabłka, przyszła trochę później. - Jedyne jabłonie rajskie rosły przy grobie Nieznanego Żołnierza. To był koniec września, jabłuszka soczyste, ale namierzyła mnie policja, uciekałem więc co sił w nogach - opowiada.

Zaglądają do garów

Przez siedem lat gotował dla gości prezydenta Polski. Koronowanych głów, najważniejszych osób na świecie, dyplomatów. W tym czasie był szefem kuchni warszawskiego pięciogwiazdkowego hotelu Victoria. - Gdy przyjeżdżają dostojni zagraniczni goście, to proponuje się im dania polskie, bo swoje mają na co dzień - wyjaśnia. - A jak im nie smakuje? - To udają dyplomatycznie, że smakuje im - śmieje się kucharz. Jednak różne sytuacje mogą się zdarzyć, jak historia z królem Indii, który był weganem. - Spożywał tylko roślinki, soję i mleko bawole. Ściągaliśmy je z Indii. Zrobiliśmy też kotlety z kalafiorów i pasztet z pomidorów z bazylią. Pamiętam, że damy z jego otoczenia jadły rękoma - opowiada.

Takie zwyczaje. Pierwszy kucharz Rzeczpospolitej musi znać protokół dyplomatyczny i z pokorą godzić się na to, że świta gościa zagląda mu do garów. Nie można sobie pozwolić na żadne pomyłki. O skandal międzynarodowy nietrudno. Dlatego każdy produkt musi być certyfikowany.

Kawior z wódką

- Na kolację z Chirackiem miał być czarny kawior. Próbować go przyszedł sam prezydencki lekarz, były pułkownik armii. Zjadł mi aż pół kilo kawioru, popijając sobie polską zimną wódeczką - uśmiecha się pan Jacek. Zresztą tamtą wizytę prezydenta Francji pan Jacek pamięta doskonale z powodu głośnego, teatralnego incydentu. - Jest już koniec koncertu, wszyscy wychodzą.

Nagle słychać hałas. Okazało się, że jakiś reporter oparł się o stół i 1200 kieliszków z czerwonym winem zjechało na podłogę - mówi. Innym razem, gdy prezydentem Stanów Zjednoczonych był Bill Clinton, jego żona Hillary miała przyjechać na lunch do Jolanty Kwaśniewskiej. Kucharz o takich wizytach dowiaduje się z wyprzedzeniem. - Chciałem przyrządzić coś lekkiego i przyjemnego, do delikatnego różowego wina. Tak się rozpędziłem, że zrobiłem cielęcinę faszerowaną móżdżkiem i orzechami. Niemal przed imprezą dowiedziałem się, że pani Clinton nie jada podrobów ani móżdżku. Na biegu przygotowaliśmy cielęcinę nadziewaną musem orzechowym - opowiada. Przywieziono też truskawki, które od spodu były spleśniałe. Więc pan Jacek w białym, kucharskim kitlu pobiegł do najbliższego zaprzyjaźnionego hotelu z prośbą o pomoc.

Lody z automatu

Podpytuję pana Jacka o naszą byłą parę prezydencką. - Zawsze dziękowali za przygotowanie przyjęcia. To bardzo kontaktowi ludzie - mówi. - Prezydentowa ma nienaganną figurę. Stosuje jakąś dietę? - drążę. - Przeciwnie, próbuje wszystkiego, nawet smalcu - odpowiada. On sam też uwielbia jeść. - Jestem nienażarty - żartuje. - Gdy mi coś smakuje, to jem do bólu i potem niedobrze się czuję. Sporadycznie zdarza mu się odwiedzać fast foody, lubi lody z automatu w McDonald's.

Jest zwolennikiem kuchni polskiej w nowym wydaniu. W jego restauracji nie ma frytek. - W staropolskiej kuchni nie znano nawet ziemniaków, były kasze, krupy i kluchy - wyjaśnia. Stara się wprowadzić prawdziwego schabowego, czyli takiego, który niekoniecznie musi być panierowany, ale powinien mieć trochę tłuszczu i kostki.

- Czy słyszała pani o owcy wrzosówce? - pyta on z kolei. Biję się w piersi, bo nie słyszałam. - Była popularna właśnie w tym regionie. Cudzie chwalicie, swego nie znacie - karci. W tym roku dostał kujawsko-pomorską nagrodę za potrawy z tej jagnięciny. Ma też aktualny tytuł osobowości kulinarnej roku, zresztą na jego koncie nagród i tytułów mistrzowskich jest sporo. Telewidzowie znają go z różnych programów kulinarnych.

Szkoli się u mistrzów

Pochodzi z Warszawy. Skończył tam liceum gastronomiczne, potem Akademię Hotelarstwa, Gastronomii i Biznesu w Wyższej Szkole Hotelarstwa i Gastronomii w Poznaniu, cały czas dokształca się u światowych mistrzów. Przez 17 lat fruwał po świecie. Gotował w hotelach w Emiratach Arabskich, Bangkoku, Lizbonie i Moskwie. - Tu, w Toruniu, nie brakuje panu warszawki? - pytamy. - Gdy mi brakuje, wsiadam w samochód i w parę godzin tam jestem - wyjaśnia. Co go zajmuje, poza podróżami, także kulinarnymi? - Kiedyś ćwiczyłem, pływałem i nurkowałem, teraz tylko dobrze jem - znowu żartuje. Pozostała mu jeszcze jedna pasja, wędkowanie. Na łowisko jeździ w okolice Golubia-Dobrzynia. W toruńskim czterogwiazdkowym Bulwarze, jako szef kuchni, sam sobie dobierał ludzi. - To wyjątkowy zespół - chwali, choć dodaje, że on, stojąc na czele tego zespołu, często zwraca uwagę i nie toleruje spóźnień do pracy. - Jak zaczynasz ją o 10, to powinieneś przyjść o 9.30, żeby się do pracy przygotować - mówi już poważnym tonem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska