Rolnik z gminy Obrowo czytając o sytuacjach, z jakimi spotkali się inni gospodarze, postanowił opisać swoje "przygody" z ubezpieczycielem. Jego przedstawienie sprawy poniżej, a tu przeczytacie wcześniej zgłoszone problemy i stanowisko ubezpieczyciela: Zostaliśmy na lodzie! Kolejni rolnicy skarżą się na ubezpieczenie rzepaku
"Cztery dni przed zbiorem rzepaku było u nas gradobicie. Likwidator przyjechał i stwierdził, że więcej jak 50% szkód to tu nie ma i powiedział, iż trzeba było skleić łuszczyny. My zrobiliśmy pakiet dosuszanie i sklejanie tak, jak zawsze z resztą. Patrząc na plantację - było biało, taki widok pootwieranych łuszczyn, na ziemi było czarno od małych ziaren rzepaku.
Zobacz też: Dopłaty do materiału siewnego 2019. Od 15 stycznia można składać wnioski
Po większych oględzinach pola i szarpaninie słownej wyliczył, iż jest 80% szkody, ale i tak nam się nie należy. Sąsiedzi obok mieli buraki i kukurydzę pocięta, która potem gniła. Postanowiliśmy te pola wymłócić, ponieważ chcieliśmy, aby zostało jak najmniej samosiewów", opisuje rolnik z gminy Obrowo. Od przedstawiciela firmy ubezpieczającej miał usłyszeć, że gdyby nie grad, to i tak nie więcej jak 2 tony sypnąłby mu rzepak. "Chłopak około 24 lata, a wielki znawca", denerwuje się gospodarz.
"Zgłoszenie zostało przyjęte, czekaliśmy za decyzją i pieniędzmi. Każdy hektar był ubezpieczony po 4 t/ha po 1500 zł za tonę. Szkoda była policzona od 2 ton i zmienione na 60%, bo to niemożliwe, żeby więcej, a 1 km dalej ludzie mieli 100% szkody lub 95%, ale w innych firmach gorszych".
Rolnik jest zdania, że musi zmienić się takie wycenianie strat, gdzie osoba zmniejszająca procent uszkodzeń nie była na polu i nie widziała naocznie zniszczeń.
"Odwołaliśmy się do nich, ale wysłali takie pismo, że nic tylko brać prawnika i sąd, lecz nie mieliśmy pieniędzy na adwokata, ciężki rok, sucho i jeszcze ten grad. A poza tym nie wiem, czy byśmy wygrali z nimi. Wypłacili nam ponad 11 tys., a było wyliczone i czekaliśmy na jakieś 40 tys., zabolało", kończy rolnik.