Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grudziądz. Wysypisko dziwnych śmieci zamiast starej żwirowni

Wojciech Mąka [email protected]
W środku lasu, na terenie starej żwirowni zaczęto nielegalnie wysypywać śmieci. Było tam praktycznie wszystko.
W środku lasu, na terenie starej żwirowni zaczęto nielegalnie wysypywać śmieci. Było tam praktycznie wszystko.
Policjant wyszedł ze śmieci, zdjął gumowe rękawiczki i dał kierowcy spychacza. - Niech pan to gdzieś wyrzuci po drodze, wie pan, w jakimś bezpiecznym miejscu - powiedział.

Miejsce akcji wygląda przepięknie. Olbrzymi stary las. Górki, dolinki, jałowce. Na niebie podobno można nawet zobaczyć orły, takie tam jest czyste powietrze.
Przez las co prawda przebiega nowo wybudowana autostrada, ale ona akurat nikomu nie przeszkadza.

W lesie, z osiemset metrów od wsi Mniszek, jest stara, już dawno nieczynna żwirownia. Cześć żwirowni kiedyś należała prywatnie do pana sołtysa wsi Mniszek, ale to akurat nie jest takie pewne. Ot, ludzie tak gadają. W każdym razie sołtys podobno za grube pieniądze sprzedał swoją cześć żwirowni firmie ekologicznej z pobliskiego Grudziądza. Firma miała zrekultywować starą żwirownię. Ale zaczęła do dziury w ziemi pakować śmieci.

- Mówię panu, jak mój syn poszedł tam robić zdjęcia i go kierowcy wywrotek zobaczyli, to go normalnie zaczęli gonić, żeby mu zabrać aparat albo zniszczyć zdjęcia - mówi mieszkanka wsi Mniszek. - Ale chłopak miejscowy, zna teren, to im uciekł. Karate trenuje, z dwoma może by sobie poradził... ale ośmiu go goniło! Jak wrócił, to tylko powiedział, że w życiu tak szybko nie biegał.

Droga, która świeci
Zaczęło się od tego, że pod koniec ubiegłego roku mieszkańcy Mniszka zauważyli, że do ich żwirowni trafiają dziwne śmieci. - Stara żwirownia to ma ze cztery hektary powierzchni. Dół był głęboki na kilkadziesiąt metrów - opowiadają mniszkowianie. - Żwiru nie ma tam od dawna, woda się pokazała na dnie żwirowni... na początku te wielkie wywrotki jeździły techniczną drogą wzdłuż autostrady. Teraz jeżdżą przez wieś. Co oni tam wożą, nikt nie wie. Nikt nas nie pytał, czy chcemy mieć wysypisko śmieci pod domami.

Ciężarówek ze śmieciami jest nawet kilkadziesiąt dziennie. Niektóre wożą jakąś breję, wylatuje to na drogę przy domach... - Czasami, jak zaświeci słońce, to widać, że droga się jakoś błyszczy, ale tylko ten odcinek do skrętu do żwirowni. Co to jest...? - mówią mieszkańcy wsi.

Kiszka podgardlana
W grudniu mniszkowianie zaczęli przyglądać się żwirowni. To co zobaczyli, ich przeraziło. Opowiadają: - Opony, jakieś węże gumowe, szmaty wymieszane z ziemią. Do tego wszystkiego substancja, która wyglądała jak wywieziona z oczyszczalni ścieków... Opakowania po olejach silnikowych. Znaleźliśmy nawet kawałki opakowań po mięsie, jakąś kiszkę wątrobianą i podgardlaną z masarni w Sanoku... Tyle było widać na zewnątrz, te odpady nie były jeszcze przysypane. Tymczasem stara żwirownia jest już praktycznie na całej powierzchni wypełniona śmieciami. Kto wie, co tam wywożono? Sarny tam przychodzą się paść, rozniosą choroby albo coś gorszego... A my mieszkamy tak blisko!

Mniszkowianie zaczęli robić zdjęcia śmieciom i wywrotkom, które je przywożą. Podobno rejestracje samochodów były z całej Polski. - W końcu wezwaliśmy policję - mówią.

Profesjonalizm policji
Policjanci przyjechali z Grupy. Potem wszyscy poszli razem - i policjanci, i mieszkańcy wsi. Ci ostatni opowiadają: - Wie pan, co się tam działo? Kierowca spychacza nagle do nas wyskoczył i zaczął nas przeganiać, że to niby prywatny teren. Co on, nie widział, że policja ma mundury?

Ze strony policji - pełen profesjonalizm. Jeden założył gumowe rękawiczki i zaczął grzebać w śmieciach. I wygrzebał te wszystkie podejrzane rzeczy. Drugi robił zdjęcia.

Potem, po skończonych oględzinach, policjant oddał te swoje białe, gumowe rękawiczki kierowcy spychacza. - Niech pan gdzieś to wyrzuci po drodze, wie pan, w jakimś bezpiecznym miejscu - powiedział.

To właśnie wtedy okazało się, że właściciel wysypiska nie ma prawa wyrzucać tam niczego innego niż popiół i żużel. - Tak było napisane w ich zezwoleniu - mówią mniszkowianie. - I to nie byle jaki popiół, jedynie taki, który powstał ze spalenia substancji organicznych, drewna albo trzciny. Nic innego.

Po zakończeniu interwencji policjanci powiedzieli mniszkowianom jedną bardzo ważną rzecz: - Róbcie zdjęcia. Archiwizujcie wszystko. Bo jak to zasypią, to na nic nie będzie dowodów.

Gryzmoły na tablicy
- I co, przestali przywozić? - pytam. - A skąd. Panie, tutaj czasami stoi sznurek wywrotek, bo wszystkie nie mogą od razu podjechać. Piętnaście w kolejce ich czeka. I wciąż wożą. Nikt nie wie co. Podobno teraz tylko popiół, ale nikt nie jest tego pewny. Tego świństwa przywiezionego wcześniej nikt nie uprzątnął. Teraz je tylko przysypują. Żwirownia jest na wzgórzu. A my nie mamy miejskiej wody, bo gminie nie opłaca się pociągnąć do nas wodociągu. Każdy ma studnię. Woda jest świetna, znajomi do nas przyjeżdżają specjalnie, żeby sobie nalać... Przecież z tych śmieci wszystko spłynie do studni prędzej czy później.

Całe to wysypisko w ogóle jest dość prowizoryczne. Właściciel ustawił na przykład tablicę z numerami alarmowymi. Tablica była nagryzmolona odręcznie. Ale płyta była zbyt wąska i część numerów trzeba było poprzenosić. Po nalocie policji pojawiła się nowa tablica. Też ręcznie gryzmolona, ale już wyraźniej. Zamiast czarnych liter i cyfr są żółte.

Żółte numery
Idę obejrzeć wysypisko. No, faktycznie, wszystko się zgadza. Tablica z żółtymi numerami telefonów. Żółty spychacz. Kierowca nasunął czapkę na oczy i śpi. Podjeżdża wywrotka ze świeckimi numerami rejestracyjnymi. Zrzuca popiół. Akurat w tym miejscu, gdzie mniszkowianie znaleźli i sfotografowali te różne świństwa...
Na obrzeżu wysypiska przechadzają się dwie szarobure sarny. Pasą się.

Naczelnik Czyż i jego decyzja
Mieszkańcy wsi zaczęli robić zamieszanie u wójta gminy. Wójt tłumaczył się kiepsko. "Zamieszanie" zrobione przez mniszkowian wylądowało w końcu w Bydgoszczy, na biurku Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska.
- Po naszej kontroli rzeczywiście okazało się, że na teren starej żwirowni trafiły inne odpady niż te, na które wydano zgodę - mówi Anna Nowakowska, naczelnik sekcji kontroli WIOŚ. - Ważne jest to, że faktycznie nikt tam nie wydawał zgody na utworzenie wysypiska śmieci. Ten teren podlega jedynie rekultywacji. Wyniki naszej kontroli skierowaliśmy do starostwa powiatowego w Świeciu.

Wszystko jest więc w rękach starostwa. Wszystko czyli - co? Co można zrobić z zasypanymi popiołem śmieciami?

Naczelnik wydziału ochrony środowiska starostwa powiatowego to Jerzy Czyż. Jak się z nim rozmawia, to wygląda na to, że jest sensowny. - Wie pan, tam było wszystko w porządku do czasu kontroli inspekcji w Bydgoszczy - mówi naczelnik. - Kontrola była w lipcu i potem łobuzy się zbyt pewnie poczuły. Nie wpadli na to, że mamy demokrację, a mieszkańcy są czujni. Po prostu pewnie nie przypuszczali, że po jednej kontroli może być następna.

Naczelnik Czyż oprócz tego, że wygląda na sensownego jest także twardy.
- Wydaliśmy decyzję nakazującą właścicielowi wysypiska uprzątnięcie śmieci. My doskonale wiemy, co tam wywieziono. Oprócz tego, co zobaczyli mieszkańcy, są także jakieś bele papierowe, opakowania kartonowe... Decyzję wydaliśmy we wtorek, zakładamy że na jej wykonanie potrzeba 10 dni.

- No dobrze, ale jak wydział sprawdzi, czy śmieci faktycznie wywieziono? - nie daję za wygraną. Naczelnik Czyż odpowiada: - Przecież wiemy, co tam było. Poza tym ta firma musi nam przedstawić dokumenty, z których będzie wynikać, że śmieci tam przez nią wywiezione, zostały wyciągnięte i przeniesione na inne składowisko. Muszą po prostu mieć dokumenty na to, że teraz te śmieci są już na przeznaczonym dla nich miejscu.

Mniszkowianie są ze mną szczerzy. - Myśli pan że ta firma coś zrobi? To bzdura. Przysypią wszystko, dokumenty podłożą i załatwione. Na śmieciach robi się teraz taki biznes, że niektórzy mogą tylko o tym śnić.

Jest jeszcze coś, co boli. I to bardzo. W 1939 roku niedaleko Mniszka była stara, już od dawna nieczynna żwirownia. Hitlerowcy wieszali i rozstrzeliwali tam mieszkańców Chełmna, Grudziądza i Świecia. Dziesięć tysięcy dusz. Miejsce pamięci narodowej. Na drzewie w pobliżu cmentarza wciąż widać resztki szubienicy z tamtego czasu.

Jedna z mniszkowianek kiwa głową: - To ironia losu. Kiedyś hitlerowcy wybrali żwirownię, żeby zakopać tam 10 tysięcy ludzi. Dziś, w innej żwirowni podrzuca się śmieci.

Mogiła dziesięciu tysięcy ludzi leży sto metrów od wysypiska śmieci.

Dziecko na ręce
Firma, która jest właścicielem żwirowni, tłumaczy się, że jeden z jej kontrahentów był nieuczciwy. I stąd te opakowania po podgardlach, opony i inne świństwa. Z jej prezesem nie udało mi się porozmawiać. Podobno jeździ wielkim srebrnym mercedesem.

Wyjeżdżam powoli z Mniszka. Na niebie orłów nie widzę, ale wzdłuż leśnej drogi idzie jakaś pani z dzieckiem. Dziecko dzielnie drepcze, pani pilnuje żeby się nie przewróciło. Od strony drogi Świecie - Grudziądz wjeżdża wywrotka. Jedna. Druga. Kurz, łomot.
Pani bierze dziecko na ręce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska