- Popełniłam w życiu wiele błędów. Trafiłam do więzienia i musiałam rozstać się ze swoją córeczką - mówi Bogumiła, sympatyczna szatynka. - Zaopiekowali się nią moi rodzice. Teraz, kiedy odbyłam karę, chciałabym, żeby moja córeczka była znowu przy mnie. Pragnę naprawić wszystko i stworzyć dla niej prawdziwy dom.
Spotkania zbliżają rodziców i dzieci
Na wspólnym kolędowaniu we wtorek wieczorem, w bursie szkolnej spotkały się opuszczone niegdyś dzieci ze swoimi biologicznymi rodzicami. Dorośli tulili w ramionach swoje pociechy, śpiewali razem z nimi kolędy. Na buźkach dzieci gościły uśmiechy. Nikt nie pomyślałby, że za radością każdego dziecka kryje się dramat. Że tych na pozór szczęśliwych rodzin nie łączą normalne relacje.
- To już kolejne spotkanie, które zorganizowaliśmy, aby zbliżyć do siebie dzieci z ich biologicznymi rodzicami - mówi Janina Józefiak, inicjatorka projektu i pracowniczka Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. - Wcześniej była wspólna majówka i letnie zabawy dzieci i rodziców we wiosce indiańskiej. W sumie podjęliśmy próbę połączenia na nowo około 100 rodzin.
- Nie rzucamy się z motyką na słońce - dodaje Marzena Lewandowska, pracownik MOPR-u. - Wystarczy, że uda nam się choć trochę zbliżyć do siebie dzieci i ich rodziców. To już jest duży sukces.
Dzięki spotkaniom i zaangażowaniu pracowników MOPR-u do swoich biologicznych rodziców w tym roku powróciło już dziesięcioro dzieci. Na najlepszej drodze do stworzenia prawdziwego domu dla swojej córki jest także pani Bogumiła. - Jestem wdzięczna paniom z MOPR-u, które bardzo mi w tym pomagają. To złote kobiety - mówi wzruszona szatynka.
Spotkania będą kontynuowane
- Cieszę się z takich spotkań jak to. Oby odbywały jak najczęściej - dodaje nastolatka, która przebywa w Centrum Pomocy Dziecku. - Bardzo chciałabym wrócić do swoich rodziców.
Spotkania będą kontynuowane. - Dzięki nim mobilizujemy pokłady energii tkwiące w każdym człowieku. Także w rodzicach, którzy kiedyś porzucili dzieci - mówi Włodzimierz Zieliński, dyrektor MOPR-u.