- Od ponad roku nie ma pana już w Chojnicach, ale moim zdaniem ma pan też skromny udział w sukcesie, jakim jest awans do pierwszej ligi...
- Miło mi to słyszeć.
- Jak zatem przyjął pan awans Chojniczanki na zaplecze ekstraklasy?
- Z wielką radością. To, że nie ma mnie w Chojnicach grubo ponad rok nie oznacza wcale, że etap pracy w klubie wymazałem z pamięci. To prrawda, wróciłem w rodzinne stony, na Śląsk, pracuję obecnie w chorzowskim Ruchu, lecz byłem na bieżąco niemal ze wszystkim, co działo się w Chojniczance. Nie jest tajemnicą, że z Jarosławem Klauzo, wiceprezesem klubu, utrzymywałem stały kontakt. Prezes, zresztą bezpośrednio po meczu w Jarocinie, zadzwonił, gdyż chciał podzielić się tą radosną nowiną.
Przeczytaj także: Rafał Misztal: Chojniczanka to nie zespół budowany przypadkowo
- W gardle nie ścisnęło? Nie było żal, że nie jest pan na miejscu Mariusza Pawlaka?
- Tamten etap życia, chociaż bardzo miło go wspominam, mam za sobą. Mariuszowi mogę jedynie, tak szczerze po trenersku, pogratulować. Wykonał z piłkarzami kawał wspaniałej roboty. Swoją pracą musi zaimponować nawet najbardziej wybrednym odbiorcom futbolu w Chojnicach. Za to zdecydowanej rzeszy sympatyków dostarczył wiele radości i satysfakcji. Podkreślę to z cała mocą- mieć drużynę w pierwszej lidze to duży prestiż. Chojniczanka udowodniła, że nawet w małym ośrodku możliwe jest osiągniecie zamierzonych celów. To świadczy o wysokiej jakości ludzi, ich mądrości, decyzjach podejmowanych z rozwagą, bez emocji. Ten awans dowodzi jeszcze czegoś; w sporcie trzeba być cierpliwym. Nie wolno działać na hura! Płka nożna nie lubi szaleństw, wynagradza wyłącznie za systematyczną pracę.
- Między wierszami czytam, że miał pan nie raz okazję oglądać drużynę na żywo?
- Nie będę ściemniał - rzeczywiście i to kilkakrotnie. I dzieliłem się swoimi uwagami właśnie z prezesem Klauzo. Nie chciałbym jednak rozwijać specjalnie tego wątku.
Cała rozmowa w czwartkowej "Gazecie Pomorskiej" - wydanie chojnickie.
Czytaj e-wydanie »