Nie spodziewajcie się, że spektakl pozostawi was w nastroju rozrywkowym, co mógłby sugerować drugi człon tytułu przedstawienia Grzegorza Szlangi. Mimo tego, że parę razy uśmiechniemy się albo zachichoczemy, to w istocie bierzemy udział w ponurej ceremonii ekspiacji nauczyciela-mordercy (świetny Sebastian Mrówczyński) uczniów, który za swoje winy musi odpokutować odgrywaniem czynu, którego się dopuścił.
Czytaj: Grzegorz Szlanga nie ma zamiaru uciekać z Chojnic
I nawet nie będziemy pytali tak jak córka nauczyciela (Viktoria Szopińska), dlaczego do tego doszło, bo doskonale rozumiemy stan jego emocji i uczuć, kiedy Szlanga pokazuje nam "normalne" szkolne życie - z rozwydrzoną grupą nastolatków bez żadnych hamulców, cyniczną dyrekcją i wykończonymi psychicznie i fizycznie nauczycielami.
Trzeba odporności słonia, by to zdzierżyć, a człowiek wrażliwy, kochający literaturę i muzykę klasyczną ma małe szanse, by dać odpór cwaniactwu, chamstwu i przemocy. Paradoks, bo w końcu po tę przemoc sięga...
Szlanga bardzo pięknie rysuje interakcje między Belfrem a jego uczniami. Sceny zbiorowe to niewątpliwy atut spektaklu, ale warto podkreślić, że każda uczniowska rólka czy nauczycielska są dopracowane do perfekcji i nie pozostawiają obojętnym.
Drapieżny obraz szkolnego życia zostaje na koniec skontrastowany z idealistycznym wyobrażeniem o nim, jaki prezentuje córka głównego bohatera. - Zamysł był taki, żeby zestawić naiwną wiarę w ten zawód z wypaleniem Belfra - tłumaczy Szlanga. - Jego historię już znamy, jej jest otwarta.
Niemniej widz może się czuć nieco skołowany, bo najpierw reżyser serwuje mu makabreskę, by potem kazać wierzyć, że może jednak nauczanie to misja i boskie niemal wyzwanie...