Mężczyźni podkreślali, że ich szef nie wypłacał im pieniędzy za wykonaną pracę. Ale zaznaczyli też, że nie zauważyli, by z tego tytułu ktoś mu groził, albo żeby miał z kimś otwarty konflikt. Oskarżonego - Grzegorza T. - nazywali prawą ręką szefa. Mówili też, że mimo iż był on brygadzistą i był "blisko szefa", to sam też nie otrzymywał wynagrodzenia.
Jak wynika z ustaleń prokuratury, oskarżony robotnik zatłukł ofiarę metalowym narzędziem, a jej zwłoki podpalił. Potem pijany Grzegorz T. wsiadł za kierownicę. Kilkaset metrów od miejsca zabójstwa auto rozbiło się na ogrodzeniu. Oskarżony tłumaczył, że powodem tragedii była kłótnia o pieniądze.
Zdarzenie miało miejsce w listopadzie 2009 roku. Kilku robotników pracujących przy ocieplaniu bloków zebrało się z okazji urodzin swojego szefa. Pili wódkę w piwnicy budynku, w którym pracowali. Kiedy Grzegorz T. został sam z szefem, miała się między nimi wywiązać szarpanina. Oskarżony twierdzi, że szef rzucił się na niego, a on się tylko bronił.