Mikkel Michelsen jechał do Lublina z dużymi nadziejami. Przed meczem z Motorem ze średnią 2.26 był umocowany solidnie w TOP 10 PGE Ekstraligi. Sezon zaczął świetnie i chciał to potwierdzić na dobrze znanym sobie torze, wszak w Lublinie startował cztery lata. Tymczasem trzy pierwsze wyścigi to koszmar: słabe starty, brak prędkości na trasie i opanowania motocykla, który był kompletne niedopasowany do nawierzchni.
- Bardzo trudny mecz, Motor jest zawsze bardzo wymagającym rywalem. Jestem trochę zawstydzony swoją postawą, spędziłem tu kilka lat, znam ten tor bardzo dobrze. W pierwszych wyścigach miałem kompletnie niewystarczające ustawienia w silniku, pomyłki w końcu skończyły się lądowaniem na tyłku. Dopiero trzeci motocykl mi pasował, szkoda, że wyciągnąłem go tak późno. To duży błąd i naprawdę mi przykro. Wiem, że zawiodłem swoją drużynę, naszych kibiców, którzy przejechali cały kraj na ten mecz - podsumował Mikkel Michelsen.
Mimo wszystko Michelsen kończy mecz w lepszym humorze i to zasługa Piotra Barona, który nie wycofał Duńczyka po trzech zawalonych startach i pozwolił odbudować się swojemu kluczowemu zawodnikowi.
- Nie było zawodnika, który gwarantowałby punkty w tamtym momencie, nie było kim robić rezerw taktycznych. Postanowiliśmy dać mu szanse, żeby próbował dopasować motocykl. Wziął trzecią maszynę, która pasowała idealnie. Szkoda jedynie, że wcześniej tego nie zrobił - wyjaśniał Piotr Baron w rozmowie z Canal+ Sport po meczu w Lublinie.
Duńczyk szanse do pełnej rehabilitacji będzie miał już w niedzielę 8 czerwca. Tego dnia Pres Toruń podejmie Motor Lublin na Motoarenie.
