.
Zgodnie z zapowiedzią, pierwsi szczęśliwcy, którym udało się kupić lub dostać bilet, mogli zwiedzać świecką halę widowiskowo-sportową już od godz. 14.15. W miarę upływu czasu, ludzi przybywało. Wielu, obawiając się kłopotów z parkowaniem, zdecydowało się przyjść pieszo. Inni - z tego samego powodu - zostawiali auto na placu przed stadionem Wdy. Dzięki temu policjanci drogówki i strażnicy miejscy mający kierować ruchem, nie mieli zbyt wiele do roboty.
Większość osób biorących udział w sobotniej fecie miała okazję po raz pierwszy oglądać wnętrze hali wraz z jej sercem - boiskiem do koszykówki. Sądząc po minach, tylko nieliczni byli zawiedzeni tym, co zobaczyli. Zupełnie inaczej niż w przypadku widowiska, którego największym mankamentem była dłużyzna. Wielu z trudem wytrzymuje w kinie dwie godziny. Co dopiero sześć.
Gwizdy dla burmistrza
Start nie mógł być inny. Rozpoczęło się od okolicznościowych przemówień i poświęcenia obiektu. W pewnej chwili nieswojo musiał poczuć się burmistrz, gdy jego mowę zaczęły zagłuszać gwizdy i odgłosy bicia w bębny. Była to reakcja kibiców, którzy w ten sposób chcieli ukarać go za dwie wpadki: wybór nazwy hali i bilety. Niezrażony tym Tadeusz Pogoda przypomniał, że plany budowy w Świeciu podobnego obiektu pojawiły się podczas opracowywania strategii rozwoju gminy w 1997 roku. Jednak na konkretne ruchy trzeba było poczekać do 2002 r. - Mieszkańcy Pomorza, to ludzie praktyczni, dlatego najpierw zajęliśmy się tym, co konieczne: budową dróg, remontami szkół, uzbrajaniem terenów - wspominał.
W roku 2004 podpisano umowę na projekt. Zakładano, że budowa ruszy w 2005 r, ale tak się nie stało, bo starania o unijne pieniądze zakończyły się fiaskiem. Inwestycja przesunęła się o rok. Co gorsza, przypadła na czas największego boomu budowlanego, co miało złe i dobre strony. Wykonawca, chcąc uciec przed galopującymi cenami materiałów, tak się spiął, że obiekt był gotowy trzy miesiące wcześniej. Według pierwotnych planów, otwarcie miało nastąpić 31 grudnia 2007 r.
Burmistrzowi musiało zrobić się natomiast ciepło na sercu, gdy głos zabrał Jerzy Wójcik. - Największe gratulacje i podziękowania należą się burmistrzowi, bo to na nim skupiały się wszelkie niepokoje związane z halą - podkreślał przewodniczący Rady Miejskiej w Świeciu. - Myślę, że dzisiaj się one skończyły.
Ale radość, jaką przez chwilę odczuwał Pogoda, była zapewne niczym w porównaniu z tym, co czuł Stefan Medeński, gdy podchodził do stojącej na środku sali mównicy. Rozległy się gromkie brawa, których efekt potęgowało bicie bębnów.
Prezes Polpaku mówił krótko. W kilku zdaniach podziękował władzom miasta za dotrzymanie umowy, że w sezonie 2007/08, drużyna Polpaku, po dwóch latach nieobecności, znowu będzie grać w Świeciu.
Wszyscy zamarli
Później rozpoczęła się część artystyczno-sportowa. Przed tysięczną widownią kolejno prezentowały się świeckie kluby sportowe i stowarzyszenia. W sumie przygotowano dziewięć pokazów. Jako pierwsi, swoimi umiejętnościami popisywali się karatecy, a ostatni juniorzy i kadeci Polpaku, prowadzeni przez Tadeusza Gzellę, który udowodnił, że ma zadatki na showmana. Prezentacje same w sobie nie były złe, rzecz w tym, że było ich za dużo. Po pierwszej godzinie, niektórzy mieli zwyczajnie dość. Zwłaszcza ci, którzy przyszli przede wszystkim zobaczyć mecz Popaku. Zanim jednak piłka znalazła się w grze, w efektowny sposób zaprezentowano graczy Polpaku Świecie i Polonii Warszawa. Kolorowe światła, dymy, dynamiczna muzyka tworzyły wrażenie, że jesteśmy świadkami czegoś ważnego.
Po rozgrzewce, na kilka minut przed gwizdkiem rozpoczynającym mecz, na środek sali wyszedł trener Polonii i oświadczył, że do spotkania nie dojdzie(?) Nastąpiła totalna konsternacja. Potem wyjaśnił, że trener Polpaku nie zgodził się na filmowanie meczu, dlatego koszykarze Polonii nie wyjdą na parkiet. Zrobiła się wrzawa. Zanosiło się na skandal, do którego nie dopuścił jednak Stefan Medeński. W wielkim skrócie: oświadczył, że jego trener w tej sprawie nie ma nic do gadania. Mecz musi się odbyć. Po dziesięciu minutach Polpak Świecie zdobył pierwsze punkty.
Mecze towarzyskie rzadko kiedy budzą emocje podobne to tych ligowych. Oba zespoły grały na pół gwizdka. Wielu akcjom brakowało odpowiedniego wykończenia. Wprawdzie Polpak był lepszą drużyną, trudno jednak powiedzieć, jak będzie się spisywał gdy skończą się żarty, a zacznie prawdziwa walka. Najcierpliwsi, którzy dotrwali do końca mogli w nagrodę poczęstować się tortem i obejrzeć pokaz sztucznych ogni.