Sprawa Jana Mendla obrosła kilkoma teczkami dokumentów, z których wyłania się bezsilność państwowych instytucji wobec chłopskiego uporu i przywiązania do ziemi, a także obraz ludzkiego losu. Losu 74-letniego człowieka, który dziś nie ma ziemi, domu, prawa do rolniczej emerytury i żyje dzięki pomocy krewnych. Urzędnicy, od gminy po ministerstwo rozkładają ręce: - Trudny przypadek. Nie ma podstaw, by zwrócić ziemię rolnikowi, bo przed laty przymusowo wykupowano ją na rzecz Skarbu Państwa. Zgodnie z przepisami.
Ziemia z prywatnej stała się państwową w roku 1979 za sprawą decyzji ówczesnego naczelnika w Urzędzie Gminy w Konecku (Zakrzewo należało wówczas do gminy Koneck - dop. red.), Władysława Koca. Tyle że poza zmianą właściciela nic się nie zmieniło. Nadal aż do 2000 roku uprawiał ją dawny właściciel Jan Mendel, który nigdy nie pogodził się z decyzją naczelnika. Gdy ubyło mu zdrowia i sił, gruntami zajął się jego siostrzeniec, Grzegorz Zaganiacz z sąsiednich Seroczek. Nieformalnie, bo ziemia państwowa, a umowy dzierżawnej nie ma. Przez wszystkie lata Mendel regularnie płacił podatki rolne oraz składki KRUS. Powinien mieć emeryturę. Niestety, jego nietypowy status samozwańczego użytkownika państwowego gruntu nie daje mu prawa do pełnych świadczeń. Dostaje tylko część podstawową: 477 zł 24 gr na kwartał (!).
Rekordów nie bił
Dlaczego Mendel stracił ziemię? Oficjalnie dlatego, że źle na niej gospodarował. Ale we wsi ludzie wiedzą swoje: na ten kawałek gruntu apetyt miał zaprzyjaźniony z naczelnikiem mieszkaniec sąsiedniej wsi. A że Mendel nie zgadzał się ziemi sprzedać, gmina przeprowadziła przymusowy wykup. - Jan Mendel to uczciwy, pracowity człowiek. Chętny do pomocy, bezinteresowny. Ale z ojcowizną radził sobie średnio. A to nie zdążył zebrać wszystkiego z pól przed zimą, a to spóźniał się z zabiegami agrotechnicznymi. Uprawiał te 16 hektarów, jak umiał. Odłogiem ziemia nie leżała. No, może czasem jakiś nieduży kawałek - opowiadają sąsiedzi.
Decyzję naczelnika poprzedziło kilka lustracji pól dokonanych przez powołane przez niego komisje. Zachowały się niektóre protokoły. Na przykład w 1976 roku zanotowano, że Mendel zbierał z pól połowę tego, co inni gospodarze we wsi, i że w gospodarstwie było 12 sztuk bydła (4 krowy) i 10 świń, w tym 2 maciory. Rok później gminna komisja stwierdziła, że wprawdzie rolnik obsiał większą część swoich 15,5 ha pszenicą, jęczmieniem, lnem, lucerną, burakami cukrowymi, mieszankami zbożowymi, ale 3,5 ha leżało u niego odłogiem. Wytknięto mu, że nie pielęgnuje użytków zielonych i oszczędza na nawożeniu. Komisja odnotowała, że ma 8 sztuk bydła i 12 świń, ale zauważyła też liche zabudowania i stary sprzęt rolniczy. Wszystko to opatrzono w protokole wnioskiem: "sprzedaż gospodarstwa w drodze licytacji". _Pominięto fakt, że rolnik nie zalegał z podatkami i nie miał zadłużeń w banku.
Kolejna gminna komisja wyliczyła plony co do kwintala - żyto 22 kw. z ha, pszenica - 29, jęczmień - 27, buraki 340, ziemniaki, 160 i zaznaczyła, że plony stanowiły tylko 53,9 proc. tego, co zbierali z pól sąsiedzi. - Gospodarstwo należy zaliczyć do wykazujących niski poziom produkcji wskutek zaniedbań - podsumowano.
Zmienił się właściciel i...
Naczelnik gminy tłumaczył, że ziemia zaniedbana przez Mendla potrzebna jest PGR w Seroczkach oraz Państwowemu Domowi Opieki Społecznej w Zakrzewie. Ale obie instytucje nie paliły się do wzięcia tych gruntów, bo Mendel protokołu przekazania ziemi nigdy nie podpisał i bronił ojcowizny dosłownie własnym ciałem: kładł się przed ciągnikami, wyrzucał traktorzystów z pola, a nocami obsiewał grunty po swojemu. Nic dziwnego, że nowi właściciele darowali sobie uprawę tego kawałka. Nie dała też rezultatu ogłoszona przez naczelnika licytacja Mendlowych gruntów, które trafiły do Państwowego Funduszu Ziemi. Nie stawił się żaden potencjalny nabywca. Tymczasem Mendel jakby nic się nie stało, ziemię uprawiał i nosił do gminy podatki. - Nie chcieli ich ode mnie przyjmować, więc wysyłałem pocztą. Nie odsyłali z powrotem - przyznaje rolnik.
Przez krótki czas władza okazała rolnikowi zrozumienie i w stanie wojennym wydzierżawiła mu jego dawną ziemię. Ale na krótko. Wciąż były zastrzeżenia do sposobu gospodarowania Mendla. Jego polem zajął się nawet członek Inspekcji Robotniczo-Chłopskiej z... Torunia, który w liście do gen. Wojciecha Jaruzelskiego oburzał się, że ziemia Mendla nie rodzi jak trzeba, gdy kraj potrzebuje żywności, a gmina (wówczas już gm. Zakrzewo) spokojnie się temu przygląda. Mendel przestał być dzierżawcą. Formalnie, bo nadal obrabiał odebrane mu grunty. Tyle że bez stosownego papierka. Na pisma z gminy, by opuścił ziemię, nie reagował.
Tajemnicze konto
Dziś Mendel jest stary i schorowany. Swoje sprawy przekazał w ręce pełnomocnika, który próbuje doprowadzić do wycofania lub zmiany decyzji sprzed lat. - Ten człowiek praktycznie nie ma z czego żyć. Starość spędza kątem u siostrzeńca, bo zawalił mu się dom - tłumaczy pełnomocnik Zbigniew Matuszewski (przewodniczący rady Gminy w Zakrzewie w minionej kadencji). Jego zdaniem, Mendel odzyskawszy ziemię, miałby zabezpieczenie na starość. Ma do niej moralne prawo, bo przez lata ją obrabiał i jej nie zmarnował. - Przecież nie wziął odszkodowania za przymusowy wykup i teraz też nie może na nie liczyć - podkreśla Matuszewski.
Sprawa odszkodowania mogłaby uchodzić za ponury żart. Niestety, żartem nie jest. Przed 24 laty Jan Mendel odmówił wzięcia pieniędzy za przymusowy wykup ziemi. Nie dlatego, że nie odpowiadała mu kwota - 89 tys. 404 (starych) zł - ale dlatego, że nie godził się na transakcję. Urząd Gminy w Konecku założył więc rolnikowi książeczkę oszczędnościową w miejscowym Banku Spółdzielczym i wpłacił na nią należność za ziemię. Nie powiadomił jednak o tym Jana Mendla. Dopiero w tym roku (!) Zbigniew Matuszewski, szukając śladów wykupu, trafił na zapisy o kwocie przekazanej na bankowe konto. Okazało się, że obecnie pieniądze leżą w banku zakrzewskim, który w 1983 roku przejął od BS w Konecku środki finansowe Mendla. - Myślałem, że ktoś się pomylił, gdy zobaczyłem pismo z banku. Nie wiedziałem, czy śmiać się, czy płakać. Na koncie jest tylko 55 zł 95 groszy - mówi Matuszewski.Tyle po denominacji warte jest 15,47 ha ziemi Mendla. - Wychodzi tuzin jaj za hektar - liczy pełnomocnik.
Powrót do źródła?
Matuszewski przekonuje urzędników, że wydana przez naczelnika decyzja nigdy nie została wdrożona, bo odebraną rolnikowi ziemię on i jego krewni przez cały czas uprawiają. Ale tych argumentów nie uwzględniła ani gmina, ani dawny wojewoda włocławski, ani Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi, do których rolnik się odwoływał. W sierpniu ubr. Mendel złożył skargę w NSA, a po trzech miesiącach ją wycofał. Dlaczego? - Tak nam poradzili urzędnicy z wydziału geodezji we Włocławku - tłumaczy siostrzeniec rolnika, Grzegorz Zaganiacz. - Mówili, że wojewoda kujawsko-pomorski może nam pomóc. Pojechaliśmy do Bydgoszczy, ale niczego nie załatwiliśmy.
Obecny wójt gminy w Ko-necku, Ryszard Borowski, zna sprawę dobrze, ale nieoficjalnie. - _Mieszkałem w Zakrzewie, moi teściowie są sąsiadami pana Jana. To dobry człowiek, ale trochę mało zaradny. Zawsze taki był. Czy trzeba mu było odbierać ziemię? Nie wiem. Musiałbym zapoznać się z dokumentami z tamtych lat. Wójt mówi, że czuje się "spadkobiercą" decyzji naczelnika Konecka, ale nie może zająć się sprawą rolnika, dopóki on albo jego pełnomocnik nie wystąpią z oficjalnym pismem. Mendel jest mieszkańcem Zakrzewa, a ta wieś już nie należy do gminy Koneck. Jest siedzibą osobnej gminy.
Ziemia, którą 24 lata temu państwo odebrało rolnikowi, trafiła w latach 90-tych do zasobów Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. Zastępca dyr. bydgoskiego oddziału agencji, Grzegorz Smytry mówi, że agencja znalazła się w sytuacji patowej: - Dwa przetargi na wydzierżawienie lub sprzedaż tej ziemi zakończyły się niepowodzeniem, bo nikt się nie stawił. Czy mamy siłą, przy pomocy policji, wyrzucać użytkowników, którzy ją uprawiają i płacą podatki? A zwrócić im tego gruntu nie możemy, bo Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi wydało dwie decyzje wskazujące, że nie ma podstaw do zwrotu.
Problem w tym, że pracujący całe życie w gospodarstwie rodziców 74-letni Jan Mendel nie ma prawa do pełnej rolniczej emerytury. Według KRUS nie zaprzestał działalności rolniczej, bo nie zdał gospodarstwa spadkobiercom lub państwu. Zdać nie ma czego, bo formalnie gospodarstwo nie jest jego. Koło się zamyka.__
Hektar za tuzin jaj
Jadwiga Aleksandrowicz

-Tu zasialiśmy żyto. Po drugiej stronie drogi jest przygotowane pole pod siew buraków i kukurydzy.
Czy hektar ziemi może kosztować 3 zł 61 gr? Historia 74-letniego rolnika z Zakrzewa pokazuje, że może. Pokazuje też, że chłopska determinacja nie ma granic.