Skok o tyczce stał na świetnym poziomie. Nawet 5,80 nie dawało miejsca na podium. I kluczem do takiej rywalizacji był bydgoszczanin Paweł Wojciechowski (Zawisza Bydgoszcz).
Zdecydował się wraz ze swoim trenerem Wiesławem Czapiewskim na pokerową zagrywkę. W drugiej próbie pokonał 5,70 m i potem zdecydował się na opuszczenie 5,75 i 5,80 m. Tak wysoko w tym sezonie jeszcze nie skakał! Ale chciał zdobyć medal i skakanie niższych wysokości nic mu nie dawało.
Pierwsze dwa podejścia były minimalne nieudane. Ale było widać, że Wojciechowski jest w stanie tą wysokość pokonać.
I pokonał! Trzecia próba była wręcz znakomita. Wojciechowski pofrunął ponad poprzeczką na 5,85! To dawało mu miejsce medalowe, a miał jeszcze trzy kolejne próby.
Niestety, nie udało się, ale było blisko. Tak samo jak nie udało się Piotrowi Liskowi i Grekowi Konstantinasowi Filippidosowi. Z racji tego, że mieli mniej zrzutek we wcześniejszych wysokościach, podzielili się medalami: Lisek złoto, Filippidis srebro.
- Zabrałem ten medal, jak feniks z popiołów. Nie interesowało mnie czwarte czy piąte miejsce. Przyjechałem tu po medal! Nie jestem pokerzystą, ale... co zrobić- mówił szczęśliwy Wojciechowski.
To kolejny wielki występ Pawła Wojciechowskiego na ważnej imprezie, bo ostatnio skakał w kratkę i jedyne do czego nie ma szczęścia w swojej karierze, to igrzyska olimpijskie. Nie odegrał większej roli w Londynie i Rio de Janeiro. Ale był mistrzem świata, brązowym medalistą MŚ i wicemistrzem Europy. Do tego sezonu przygotowywał się spokojnie i ostatni fatalny wynik podczas mistrzostw Polski w Toruniu (5,30), jak się okazało nie miał większego znaczenia.
To z pewnością da Wojciechowskiemu wielkiej motywacji, żeby przygotowywać się do mistrzostw świata w Londynie. Dawno tak wysoko nie skakał. Jego rekord życiowy wynosi 5,91 (Szczecin, 2011), a w hali 5,86 (Gandawa, 2011).
„Lewy” w finale
Złoto Liska i brąz Wojciechowskiego to były dwa pierwsze medale dla Polaków podczas pierwszego dnia halowych mistrzostw Europy. Jest oczywiście więcej szans, co rozstrzygnie się dzisiaj i jutro.
W finale powalczy drugi z reprezentantów naszego regionu - Marcin Lewandowski (Zawisza Bydgoszcz) na 1500 m. W eliminacjach narzekał na zbyt wolny bieg, ale spokojnie zajął drugie miejsce (3.43,70) i awansował do finały (sobota, 20.18). Nie biegnie na swoim koronnym dystansie 800 m z powodu choroby, która wykluczyła go z kilku tygodni przygotowań, żeby czuć się na siłach walczyć z mutowanym kandydatem do złota - Adamem Kszczotem.
Drobne chucherko z długimi nogami
Trzecia z naszych reprezentantek - Iga Baumgart (BKS Bydgoszcz) nie awansowała niestety do finału na 400 m, ale to był tylko przedsmak sztafety 4x400 m, w której Polki są kandydatkami nawet do złota.
Baumgart zakwalifikowała się z czasem do półfinałów (53,52), ale tam zabrakło jej sił i ukończyła swój bieg na czwartym miejscu (53,76).
- Widać jestem z drobne chucherko, żeby biegać jednego dnia dwa biegi - mówiła Iga Baumgart, posiadająca najdłuższe nogi na naszej kadrze. - Ale mam jeszcze jedną szansę na medal i dam z siebie wszystko. Obojętnie, na jakiej zmianie sztafety 4x400 m wystawi mnie trener .
Do finału awansowały natomiast jej koleżanki - Małgorzata Hołub (52,76) i Justyna Świety (52,60).