A że naprawdę wychodzi - trzeba zobaczyć samemu w muzeum w Aleksandrowie Kuj., gdzie tutejsi rzeźbiarze prezentują Matki Boskie z Dzieciątkiem, Chrystusów Frasobliwych, postacie rodem z mitologii i Biblii.
O tym, że rzeźbią, wiedziała głównie rodzina i bliscy znajomi. Nigdy szczególnie nie zabiegali, by prace ujrzały światło dzienne na indywidualnych wystawach. Rzeźbienie traktują jako pasję, która wzbogaca codzienne życie.
Te cudne Kujawy
Marek Krzemiński próbował sił w konkursach twórczości ludowej i to z powodzeniem, a jego rzeźby są w Muzeach Etnograficznych we Włocławku i Inowrocławiu. W swoim rodzinnym Aleksandrowie Kujawskim nie miał jednak dużej wystawy. Dopiero gdy w ubiegłym roku powstało muzeum miejskie, kilkanaście prac wypożyczył placówce do kiełkujących zbiorów. To postacie Chrystusów Frasobliwych, figurki w kujawskich strojach, postacie dawnych wojów, myśliwych, figury koni. Nadal można je oglądać w aleksandrowskim muzeum przy ul. Wojska Polskiego.
- Interesuje mnie sztuka kujawska, nawiązująca do tradycji ludowych i religijnych. Stąd świątki, wizerunki rozmyślających Chrystusów, krzyże, ale także anioły, ptaki, inne ozdobne przedmioty - wymienia Marek Krzemiński, z zawodu budowlaniec, fachowo stawiający modne dziś kominki. - Pochodzę z rodziny myśliwych. Rosłem wśród pięknej starej broni, podziwiałem trofea. Kiedyś bliscy poprosili, żebym wyrzeźbił zdobione podkładki, na których można by powiesić rogi. Od tego się zaczęło. Pan Marek ma w domu niewiele swoich prac. - Nie przywiązuję się do nich.
Wiele trafiło do kupców, są w muzeach etnograficznych. Jeśli coś podoba się znajomym, bez problemów wręczam w prezencie. Na pewno z sentymentu zatrzymam jedną z pierwszych prac - krzyż z Chrystusem...
Kolejarz wśród świątków
Rzeźby Marka Krzemińskiego zobaczył w muzeum inny aleksandrowianin Zygmunt Sowiński. - Też rzeźbię świątki - wyznał nieśmiało w obecności kustosz Marii Polaszek. A pani kustosz podchwyciła temat, zobaczyła rzeźby i zaproponowała zorganizowanie wystawy. Pierwszej w życiu Zygmunta Sowińskiego, emerytowanego kolejarza. - Zacząłem rzeźbić już po zakończeniu pracy na kolei.
Nigdy nie lubiłem żyć bezczynnie, choćby dlatego jestem działkowcem. Ta dłubanina pozwala się czymś zająć, odpręża. Cieszę się z każdej kolejnej figurki. Trochę się ich nazbierało, gdzieś około 250. Wszystkie wzięły się z wyobraźni - opowiada ludowy rzeźbiarz.
Na wystawie w miejskim muzeum Zygmunt Sowiński pokazał swoje świątki. Są to zarówno niewielkie, kilkunastocentymetrowe figurki, jak i duże, półmetrowej wysokości i wyższe, postaci. Wiele rzeźb trafiło do rodziny i przyjaciół. - Największy problem mam z brakiem warsztatu. Rzeźbię w domu, czasem po kolana w wiórach, co nie za bardzo podoba się żonie - śmieje się. Bywało, że latem wychodził w plener, przed dworzec, gdzie zajmuje jedno z mieszkań: - Ludzie z ciekawością się przyglądali, to naturalne, ale mnie trochę rozpraszało... Wystawa świątków cieszyła się sporym zainteresowaniem. Może nie będzie ostatnią na twórczej drodze Zygmunta Sowińskiego.
Patrzy na mnie Wenus
W miejskim muzeum po raz pierwszy zaprezentuje publicznie własne płaskorzeźby Antoni Rakusiewicz, także aleksandrowianin. Jego prace można oglądać od wczoraj, 15 lutego. - Zawsze mówię: niepotrzebne odrzucić, resztę zostawić. Ot, i cała sztuka rzeźbienia - mówi żartobliwie twórca reliefów, czyli kompozycji, których cechą charakterystyczną jest pozostawienie tła dla wyrzeźbionych figur.
Zaczynał w latach 80. od niewielkich figurek, które obok późniejszych reliefów zdobią salon domu Rakusiewiczów. - Lubię malarstwo, chętnie odwiedzam z rodziną muzea, kupuję albumy, podglądam. Czytam mitologię, inspirację czerpię też z biblijnych przedstawień świata - wskazuje na źródła swojej twórczości Antoni Rakusiewicz. Rzeźbienie wymaga czasu, praca zawodowa kolidowała z pasją. - Zaczynałem jako mechanik samochodowy, byłem kierownikiem w branży budowlanej, zatrudniłem się w urzędzie pracy. Rzeźbienie schodziło na dalszy plan, ale w końcu do tego wróciłem - opowiada.
I jest co podziwiać. Dumą Antoniego Rakusiewicza jest Pieta, wykonana z brzozowego drewna. Na ścianach reliefowe rzeźby, każda z tytułem. Jedna z pierwszych płaskorzeźb to "Wenus i Amor". Obok "Wenus i łabędzie". Z tematyką biblijną związane są reliefy: "Judyta z głową Helofernesa", "Rycerze Apokalipsy", "Stworzenie świata". Jest też "Znak Koziorożca". - To akurat mój znak zodiaku. Dla swoich bliskich zrobiłem z masy rogowej odpowiadające każdemu znaki - Antoni Rakusiewicz pokazuje także inne rzeźby wykonane przez siebie z rogów m.in. biblijne postaci Adama i Ewę.
Drzewo żyje dalej w rzeźbach
O drewnie, z którego powstają rzeźby, cała trójka twórców mówi ze szczególnym rodzajem czułości. Najbardziej poddana dłutu, przez to że miękka, jest lipa. Brzoza, według Antoniego Rakusiewicza, ma ciekawą fakturę. Orzech, którego chwali Marek Krzemiński, jest ciekawy kolorystycznie, ma ciemniejszy, głębszy odcień. Martwią pęknięcia na pracach, które oznaczają, że drewno wyschło niedostatecznie.
Co czują, kiedy biorą do ręki drewniany, dziewiczy klocek? - Kształt rodzi się w głowie, potem trzeba tylko dobrze rękę poprowadzić - mówi Zygmunt Sowiński. - Nie każdy kawałek drewna nadaje się do tego, co akurat sobie umyśliłem. U znajomych leśników szukam więc odpowiedniego.
Ewa Skibińska