- Podsumowaliście w piątek działalność stowarzyszenia. Jak tam z waszą kondycją?
- Najgorsze zakręty mamy chyba za sobą. Przy podsumowaniu powiedziałem, że w minionym roku udało się nam godnie uczcić 25-lecie naszego zespołu. Oprócz tego, że gramy, śpiewamy i tańczymy, organizujemy wiele imprez, inicjujemy sporo przedsięwzięć, by wymienić turniej tańca, międzynarodowy festiwal folkloru czy przegląd o cytrę Wicka Rogali. Jak zawsze nie na wszystko starcza pieniędzy, ale na to narzekamy od lat. Jak kupimy stroje łowickie, to się nam rozlatują kaszubskie. Niedawno jednej z tancerek taka wiekowa bluzeczka z etaminy po prostu rozeszła się w palcach. A nasze stroje nie są takie jak przy tańcu współczesnym, gdzie wystarczy kawałek materii, by przykryć biuścik. Są drogie i trzeba trochę zachodu, by je zdobyć.
- Garną się jeszcze młodzi do tańczenia u was?
- Na to akurat nie narzekamy. W sumie w "Krebanach" jest teraz z 300 osób, a od niedawna mamy grupy młodsze i starsze w Leśnie, Czyczkowach i Kosobudach. Utrzymanie takiej gromadki kosztuje. Jak chcemy ich zawieźć na obóz szkoleniowy w ferie do Gdańska, to potrzeba nam trzech autobusów.
- A plany?
- Nadal będziemy się angażować w to, co nam dobrze wychodzi. Marzy się nam stworzenie centrum edukacji folklorystycznej, żeby uczyć siebie i inne zespoły, żeby się rozwijać, nie stać w miejscu. Będziemy promować folklor za granicą, ale pewnie z niektórych podróży trzeba będzie zrezygnować z prozaicznego powodu. Cały czas będziemy wzbogacać repertuar, teraz będziemy się uczyć tańców górali żywieckich.
Idą tłuste lata
Rozmawiała MARIA EICHLER

z Markiem Czarnowskim szefem zespołu "Krebane" w Brusach