Nie była to bynajmniej przesadna skromność ze strony światowej numer jeden. Świątek wygrała co prawda w 2018 roku juniorski Wimbledon, ale nigdy nie ukrywała, że trawa to najmniej lubiana przez nią nawierzchnia. Rok temu przyznała, że ma z nią "trudną relację".
W przeciwieństwie do Huberta Hurkacza, który rok temu dotarł w Londynie do półfinału, a w tym sezonie wygrał już na trawie turniej ATP w Halle.
- Nadal staram się poznać trawę trochę lepiej i wybrać najlepszy, najbardziej efektywny sposób gry. To nie jest nawierzchnia, którą znam na wylot, jak ceglaną mączkę, dlatego nie traktuję tu siebie jako faworytki. Raczej staram się podejść do turnieju jak do nowego doświadczenia i zrobić jak najwięcej, żeby w przyszłych latach łatwiej grało mi się na trawie - podkreśliła Polka.
- Staram się spokojnie do tego podejść i nie dźwigać tych wszystkich opinii i oczekiwań na swoich barkach, tylko starać się koncentrować na tym, co mam do zrobienia - dodała Świątek, pytana o oczekiwania polskich kibiców, którzy liczą, że po wygraniu Roland Garros sięgnie po wielkoszlemowy tytuł również w Londynie.
- W tym roku grałam tylko przez 10 dni, a ponieważ odniosłam już w tym sezonie tyle sukcesów nie czuję, że muszę wygrywać każdy kolejny trudniej - przypomniała Polka, która ostatni mecz przegrała w lutym, w turnieju ATP w Dubaju. Później wygrała kolejno w Doha, Indian Wells, Miami (korty twarde), Stutgarcie, Rzymie i Paryżu (ziemne).
Swój pierwszy mecz w tegorocznym Wimbledonie Świątek rozegra we wtorek. Jej rywalką będzie 254. na świecie Chorwatka Jana Fett, która do turnieju głównego przebiła się przez kwalifikacje.
