- Od dwóch lat zaprojektowane przez pana statuetki są wręczane podczas festiwalu filmowego Tofifest. Jaki był pomysł na ich stworzenie?
- Największym wyzwaniem było stworzenie czegoś, co będzie mocno wyróżniać się na tle innych nagród tego typu. Bardzo zależało mi na tym, żeby forma tej rzeźby ściśle pasowała do stylu, którym charakteryzują się moje prace autorskie. Chciałem, aby odbiła się echem w świecie polskiej sztuki. Moim zdaniem statuetka jest czymś, co nadaje prestiżu, dlatego zależało mi na tym, żeby zrobić coś wyjątkowego, czego jeszcze nie było. I wierzę, że tak się stało. Po wielu spotkaniach z dyrektor festiwalu Kafką Jaworską doszliśmy do porozumienia w sprawie projektu. W rzeźbie jednym z aspektów, które nadają jej prestiżu jest materiał, z którego została ona wykonana.
- Złoto?
- Nie. Statuetki zostały wykonane z mosiądzu krzemowego, a następnie za pomocą galwanizacji pokryto je złotem. Całość stoi na granitowej kostce w kształcie sześcianu, jednym słowem klasyka gatunku. Wyprodukowanie kilku statuetek, a w tym przypadku 10 sztuk, zajmuje około miesiąca. I nie jest to łatwa praca.
- Miał pan swojego kandydata z Tofifestu, w którego rękach szczególnie widziałby pan tę statuetkę?
- Ocenę sztuki aktorskiej pozostawiam fachowcom. Bardzo podobał mi się za to teledysk do utworu Organka "Czarna Madonna", w którym wystąpiła Kora, wyreżyserowany przez Jerzego Skolimowskiego. I to właśnie w jego rękach widziałbym "anioła" za niepokorność twórczą.
- Rzeźby są drogie. Jak pan odnajduje się na tym rynku?
- Dla młodego rzeźbiarza pierwsze lata funkcjonowania na rynku sztuki, a w tym przypadku rzeźby, to nieustanna walką. Często walka o byt, kiedy nie ma zamówień, a lodówka świeci pustkami. Materiały są drogie, a klienci chcą zawsze zapłacić jak najmniej dlatego niestety rzeźba, to być zawód wymierający. Bardzo ciężko jest również wybrać drogę, jaką chce się podążać. Często rozważamy, czy stawiamy wszystko na jedną kartę, tworzymy rzeźby autorskie, wystawiamy je wszędzie, gdzie się da i liczymy na to, że znajdą odbiorcę. Albo idziemy trochę w stronę komercji i bierzemy udział w przetargach, które zwykle dotyczą rzeźb w przestrzeni publicznej.
- I tak bez żadnej pomocy?
- Pochodzę z artystycznej rodziny. Mój tata jest rzeźbiarzem, a mama zajmuje się malarstwem i ceramiką. To właśnie dzięki nim zająłem się rzeźbą. W wieku 15 lat zacząłem brać udział we wspólnych zleceniach. Udało nam się stworzyć sporo ciekawych rzeźb, które można zobaczyć w kilku polskich miastach. Teraz zajmuję się tworzeniem dużej płaskorzeźby upamiętniającej zwycięskie bitwy oręża polskiego, którą będzie można zobaczyć pod koniec tego roku w Sanktuarium NMP w Toruniu.
- Czyli to zamówienie od ojca Tadeusza Rydzyka?
- Tak. Wiem, niektórzy mogą na to dziwnie patrzeć, ale to moja praca. Nie wybrzydzam, nie komentuję, nie oceniam politycznych sympatii, dostosowuję się do rynku. Podczas realizacji tego typu zamówienia ciężko jest znaleźć czas na własne projekty, ale bardzo staram się o to, żeby poświęcić na nie chociaż kilka godzin tygodniowo.
- Udaje się?
- Największym i najtrudniejszym z moich marzeń artystycznych jest to, żebym mógł po prostu tworzyć i nie martwić się o te nieszczęsne pieniądze. Chciałbym w niedalekiej przyszłości móc wystawiać swoje rzeźby w topowych galeriach sztuki na świecie. Póki co już w marcu w Toruniu wspólna wystawa mojej autorskiej rzeźby oraz malarstwa mojego kolegi Tomasza Holszańskiego, który zaczyna swoją drogę jako artysta i już ma wiele do powiedzenia w sztuce.
