W połowie roku dług miasta wynosił prawie 108 milionów złotych.
Jan Gaj z Forum Młodych PiS wyliczył, że gdyby każdy z 70 tysięcy mieszkańców Inowrocławia przekazał miastu po 1500 złotych, dług zostałby zniwelowany do zera. Dlatego wspólne z kolegami zorganizowali happening. Rozdawali przechodniom skarbonki i zachęcali ich do oszczędzania na rzecz miasta.
- Mieszkańcy dziwili się, że Inowrocław ma aż tak duże zadłużenie. Nie byli jednak skłonni pomagać miastu. Skarbonki przyjmowali. Mówili, że przekażą je dzieciom, by oszczędzali na swoją przyszłość - zdradza Jan Gaj.
Zapytaliśmy kilkunastu mieszkańców Inowrocławia, czy skłonni byliby przeznaczyć 1500 złotych na podreperowanie sytuacji finansowej miasta. Większość reagowała śmiechem lub pukała się po głowie. Nie wierzyli, że ktoś mógł wpaść na taki pomysł.
- Tego nie można zrealizować. Ludzie, zwłaszcza starsi, mają sporo problemów z własnym budżetem. Nie stać ich na ratowanie miejskiego budżetu - przekonuje Edmund Kozłowski, emeryt z Inowrocławia.
Młoda inowrocławianka Joanna Smolak jako jedna z nielicznych skłonna byłaby odkładać pieniądze na ten cel. - Warto zrobić coś dla miasta, w którym się mieszka. Warto dać coś od siebie, a nie patrzeć tylko na innych - tłumaczy.
Jej rówieśnik Radek Śmigowski też przyłączyłby się do akcji. - Gdybym miał miliony na koncie, na pewno bym miastu pomógł. Oddałbym mu jeszcze więcej niż 1500 złotych, bo kocham to miasto. Tutaj się urodziłem i tutaj mieszkam. Dzisiaj raczej sam potrzebuję pomocy - wyznaje.
Jan Gaj tłumaczy, że celem jego akcji nie była zbiórka pieniędzy. - Chcieliśmy uświadomić mieszkańcom, w jakim stanie są finanse Inowrocławia. Deficyt budżetowy zbliża się do progu ostrożno-ściowego. Boimy się o przyszłość miasta - przekonuje.
Tymczasem Anna Patyk z inowrocławskiego ratusza uspokaja. Tłumaczy, że aktualne zadłużenie wynosi 105 mln zł.
- Dla deficytu budżetowego nie ma progu ostrożnościowego. Natomiast dopuszczalna granica zadłużenia to 60 procent dochodów do budżetu. W przypadku Inowrocławia wynosi ona 42,3 procent - wyjaśnia.
Jednym tchem wylicza inwestycje, które zostały zrealizowane dzięki temu, że miasto odważyło się zadłużyć. Zaznacza, że wkład własny miasta konieczny do wykonania tych inwestycji stanowił tylko 30 procent wielomilionowych kosztów.
- Gdyby Inowrocław nie skorzystał z tej możliwości i nie sięgnął po środki unijne dziś czytalibyśmy pełne oburzenia oświadczenia o zaniechaniach i zaprzepaszczonych szansach - podsumowuje Anna Patyk.
Czytaj e-wydanie »