Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Inowrocław. Pacjent umarł w zaspie, 150 metrów od szpitala [wersja rodziny]

Dariusz Nawrocki, [email protected], tel. 52 357 22 33
Tędy wyszedł pacjent. Umarł 150 metrów dalej
Tędy wyszedł pacjent. Umarł 150 metrów dalej
- Liczyłam, że śmierć nadejdzie, ale nie w taki sposób - mówi rozgoryczona pani Krystyna. Jej ojciec umarł w zaspie, 150 metrów od szpitala.

pomorska.pl/inowroclaw

Więcej informacji z Inowrocławia znajdziesz na stronie www.pomorska.pl/inowroclaw

O sprawie pisaliśmy w miniony czwartek. Przypomnijmy, 58-letni pacjent oddziału paliatywnego około godz. 20.00 niezauważony przez nikogo w piżamie i w laczkach wyszedł tylnym wyjściem ze szpitala. Znaleziono go dopiero po 11 godzinach w zaspie, między krzakami. Był martwy. Leżał 150 metrów od drzwi wyjściowych ze szpitala.

Przechodzili tuż obok

Dr Janusz Wieczorek, lekarz naczelny szpitala, przekonuje, że akcję poszukiwawczą pielęgniarki rozpoczęły już 4 minuty po zniknięciu pacjenta. Do takiego wniosku doszedł między innymi przeglądając zapis szpitalnego monitoringu. Kamery zarejestrowały również moment wyjścia pacjenta z budynku. Z przedstawionych lekarzowi raportów wynika również, że ochroniarze przez całą noc przeszukiwali teren wokół szpitala.

- Leżał w bardzo słabo widocznym zakątku, w zaspie między krzakami. Teraz wiemy, że ochroniarze przechodzili obok tego miejsca. W nocy było ono jednak zupełnie niewidoczne - tłumaczył nam Janusz Wieczorek.

Odnaleźli za późno

Sekcja zwłok wykazała, że bezpośrednią przyczyną śmierci pacjenta była niewydolność oddechowo-krążeniowa. W sobotę odbył się jego pogrzeb. Pani Krystyna, córka zmarłego, nieustannie zastanawia się, czy żyłby jeszcze, gdyby został odnaleziony wcześniej.

- Był bardzo poważnie chory za raka krtani. Nie był w stanie sam usiąść, taki był słaby. Nie rozumiem, jakim cudem sam wyszedł ze szpitala. Liczyłam, że śmierć nadejdzie, ale nie w taki sposób - opowiada zrozpaczona.

Maż pani Krystyny jest jeszcze w stanie zrozumieć, że jego nafaszerowany lekami przeciwbólowymi teść mógł niezauważony przez nikogo opuścić szpital. Nie rozumie jednak, dlaczego udało się go odnaleźć dopiero po 11 godzinach.

- Był bardzo słaby. Nie mógł odejść daleko. Dlatego naciskaliśmy, by szukać go przede wszystkim na terenie wokół szpitala - wspomina.

Ochrona ich nie wpuściła

Do szpitala przybyli niecałe trzy godziny po zniknięciu ojca.

- Nikt tam go już nie szukał. Pozwolono nam jednak przeszukać szpital - mówi pani Krystyna. Biegali po korytarzach, salach i piwnicach. Próbowali również otworzyć drzwi tylnego wyjścia ze szpitala. Były jednak zamknięte. Następnego dnia dowiedzieli się, że ojciec właśnie tędy opuścił szpital.

Zapewniają, że przeszukali zaspy ze wszystkich dostępnych stron. Chcieli również zajrzeć na tył szpitala. Ochroniarze ich jednak tam nie wpuścili.

- Tłumaczyli nam, że nie wolno tam chodzić ze względu na budowę. Zapewniali, że obeszli ten teren i nikogo nie znaleźli. Zapewniali nas również, że przeglądali zapis monitoringu i nic na nim nie znaleźli. Ze zdziwieniem więc wyczytaliśmy w "Pomorskiej", że lekarz następnego dnia jednak dostrzegł naszego ojca wychodzącego ze szpitala - wyznaje pani Krystyna.

Mają żal do szpitala i do ochrony. - Może ktoś powinien nas przeprosić. Jesteśmy w szoku - mówi mąż pani Krystyny. Czekają na ustalenia prokuratury, która bada tę sprawę. Nie wykluczają, że pozwą szpital do sądu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska