W czwartek ogłosiliśmy, że Jerzy Woźniak rozpętał trzecią wojnę mieszkaniową. Podjął bowiem trzecią próbę zmuszenia inowrocławskich radnych do tego, by zajęli się sprawą sprzedaży mieszkań komunalnych za 5 procent. Zgodnie ze statutem miasta potrzebuje tysiąc podpisów, by przewodniczący Rady Miejskiej wprowadził ten punkt na sesję.
Przedwyborcza gra?
Okazuje się jednak, że jest to niemożliwe. Przewodniczący rady Miejskiej Tomasz Marcinkowski dysponuje bowiem opinią prawną, z której wynika, iż mieszkańcy Inowrocławia nie mogą być inicjatorami uchwały, która reguluje wysokość bonifikat przy sprzedaży mieszkań komunalnych. Co ciekawe, zgodnie z tą opinią nawet grupa radnych nie może wprowadzić na sesję projektu uchwały w tej sprawie.
Autorem tej opinii jest naczelnik biura prawnego inowrocławskiego ratusza Maria Kręc. W swoim piśmie tłumaczy, iż Naczelny Sad Administracyjny w swoim w wyroku stwierdził, że "określenie zasad udzielania i wysokości upustów przy zbywaniu lokali komunalnych ustala organ wykonawczy samorządu, czyli wójt, burmistrz i prezydent".
- Pan Woźniak doskonale o tym wie, bo go o tym informowałem. Mimo to założył nowy komitet i po raz trzeci chce zbierać podpisy od mieszkańców. To zwykła przedwyborcza gra i naciąganie ludzi. Inaczej tego określić nie mogę - mówi Tomasz Marcinkowski.
Dyskusji nie będzie
Ze słów przewodniczącego Rady Miejskiej wynika, że jakiekolwiek zmiany wysokości bonifikat może wprowadzić jedynie prezydent Ryszard Brejza. Ten natomiast wielokrotnie publicznie wypowiadał się, iż jest przeciwnikiem wysprzedawania majątku komunalnego za grosze.
Jerzy Woźniak nie zamierza jednak prosić prezydenta o to, by zmienił decyzję.
- Żadnej dyskusji nie będzie. Rozmowy z prezydentem już prowadziłem i nie przyniosły one efektu - mówi Jerzy Woźniak. Upiera się, że zgodnie ze statutem miasta mieszkańcy mają prawo wprowadzić swój projekt na sesję.
- W statucie nie ma ograniczeń, o których mówi przewodniczący - przekonuje. Nadal więc chce zbierać podpisy. Gdy to zrobi, na ręce przewodniczącego złoży stosowny projekt. - A gdy znowu trafi do kosza, to nie wykluczam, że sprawa skończy się w sądzie - wyznaje.