Przypomnijmy: zgodnie z decyzją władz Inowrocławia, 1 kwietnia izba wytrzeźwień ma przestać istnieć. Miasto miało problemy ze ściągalnością opłat za pobyt w izbie. Aktualnie zaległości wynoszą 1,8 mln zł. Do inowrocławskiej izby trafiali nietrzeźwi z całego rejonu. Nie wszystkie samorządy chciały jednak dołożyć się do "tego interesu".
- Niechęć rozwiązania tego problemu wspólnymi siłami powoduje, że występuję o zamknięcie tej instytucji - tłumaczy Ryszard Brejza.
Wulgarny i klnący
Nie ulega wątpliwości, że miasto nie musi mieć izby wytrzeźwień. Nie ma ich choćby w Bydgoszczy czy Gnieźnie. Co więc nas czeka?
W ubiegłym roku do inowrocławskiej izby wytrzeźwień trafiło 1276, a rok wcześniej - aż 2972 pijanych. Podobnej liczby "klientów" można się spodziewać i w tym roku. - Jeśli izba wytrzeźwień przestanie istnieć, 90 procent pijanych trafiać będzie najpierw do szpitala - zauważa dyrektor lecznicy Eligiusz Patalas. Tłumaczy, że każdym "gościem" będą musiały się zająć minimum dwie osoby ze szpitalnego oddziału ratunkowego.
- Będą go musiały umyć, doprowadzić do porządku, a następnie monitorować. Nie mamy specjalnej izolatki dla nietrzeźwych pacjentów. I tak wulgarny, klnący i zataczający się człowiek trafi do sali wraz innymi chorymi. Proszę sobie wyobrazić, co będą czuli leżący obok pacjenci, zmagający się ze swoimi cierpieniami. Dla mnie to jest katastrofa - wyznaje Patalas.
Porozumienie jest możliwe
Dyrektor przekonuje, że jeśli nawet lekarz nie umieści go na oddziale ratunkowym, to i tak będzie musiał zlecić kosztowne badania (nawet 4 tys. zł). - Lekarz musi być pewny, że pacjentowi nic nie zagraża. Dopiero wtedy wypisuje zaświadczenie, iż pijany może trafić do policyjnej izby zatrzymań. Przez cały ten czas dwaj policjanci muszą pilnować zatrzymanego. Proszę zauważyć, że zarówno oni, jak i lekarze są wyłączeni z innych działań - tłumaczy.
Eligiusz Patalas ma nadzieję, że decyzja o likwidacji izby wytrzeźwień nie jest jeszcze ostateczna.
- Mam nadzieję, że włodarze dojdą do porozumienia i ustalą współfinansowanie tej placówki - wyznaje.
***
Przyłączam się do apelu dyrektora Patalasa. Jestem przekonany, że nasi samorządowcy, od których zależy przyszłość izby wytrzeźwień, nie chcieliby leczyć się w szpitalu pełnym awanturujących się pijaków. Ja bym nie chciał.