https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Interesy Edyty M.

MARIA EICHLER
Brygida Mechlin, szefowa Miejskiego Ośrodka Pomocy  Społecznej nie ukrywa, że takiego obrotu sprawy nikt się w  Chojnicach nie spodziewał.
Brygida Mechlin, szefowa Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej nie ukrywa, że takiego obrotu sprawy nikt się w Chojnicach nie spodziewał. ALEKSANDER KNITTER
W Chojnicach nie mogą się otrząsnąć z szoku po tym, jak zniknęła pani prowadząca usługi opiekuńcze. Z kasą opiekunek, swoich pracownic za maj. To, co przepadło w Chojnicach jest pestką wobec dziury w Gliwicach, gdzie strata sięga 600 tys. złotych.

     W piątek trzy panie prowadzące usługi opiekuńcze poszły do bankomatu, bo chciały wziąć trochę grosza na bieżące wydatki. Konto było puste. W poniedziałek - to samo. Zdenerwowały się i ruszyły do ośrodka opieki społecznej, by zasięgnąć języka. Wtedy się wydało, że ich chlebodawczyni zniknęła jak kamfora. W biały dzień. Biuro zamknięte, telefony głuche, żadnej informacji.
     - Miła, kulturalna, budząca zaufanie pani - mówią teraz w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej. - Po prostu trudno uwierzyć w to, co się stało.
     Gliwice wygrały
     
Jak to się stało, że w Chojnicach usługi opiekuńcze świadczyła od ponad roku firma z Gliwic? W mieście istniały dwie agencje opiekuńcze, które doskonale sobie radziły na rynku tych usług i w miarę zgodnie dzieliły strefy wpływów. Kiedy miasto ogłosiło przetarg na świadczenie usług opiekuńczych przed ponad rokiem, stanęło do niego Centrum Opieki nad Chorymi z Gliwic, którym zarządzała Edyta Munik. Chojnickie agencje zaproponowały stawkę za godzinę powyżej 8 zł, Edyta Munik 6 złotych. Musiała przetarg wygrać. Była po prostu najtańsza. Owszem, w MOPS-ie szybciutko zadzwonili do Gliwic, kto zacz i czy firma jest tam znana. Jakie ma notowania. Nie było zastrzeżeń - znana, od sześciu lat działająca, z dobrymi referencjami, świadcząca takie same usługi w samych Gliwicach. - Kto mógłby mieć wątpliwości - wzrusza ramionami Brygida Mechlin, szefowa MOPS. - Wszystko było w porządku, przynajmniej tak się wtedy wydawało.
     Podejrzliwi radni
     
Niektórym radnym nie dawało jednak spokoju, że przyszła taka sobie agencja z Gliwic i wygryzła, a raczej rozłożyła na łopatki miejscowe firmy. Kwestionowali prawidłowość przetargu, zgłaszali, że w firmie pani Munik jest stosowany mobbing. Komisja rewizyjna miała przez jakiś czas zajęcie, skrupulatnie zbadała, czy przetarg miał jakieś uchybienia. Okazało się, że nie miał. - Został ogłoszony w biuletynie zamówień publicznych i każda firma z Polski mogła do niego przystąpić - tłumaczy burmistrz Arseniusz Finster. - Ja nie mam prawa wykluczyć kogokolwiek tylko dlatego, że jest z Gliwic, nie mogę ogłaszać przetargu tylko dla chojnickich firm.
     Mobbingu też się nie udało wykazać. Komisja rewizyjna rozłożyła ręce. To nie jej działka, jak układają się stosunki między pracodawcą a pracownikami.
     W MOPS zastrzeżeń nie było w dalszym ciągu. Pani Munik nadal robiła dobre wrażenie.
     Po prostu szok
     
W poniedziałek, kiedy już do wszystkich dotarło, że pieniędzy na koncie opiekunek nie ma, a Edyty M. nie można znaleźć, stało się jasne, że sytuacja jest poważna. - Najpierw myślałam, że kobiecie coś się przytrafiło, jakiś nie daj Boże wypadek albo jeszcze coś gorszego - mówi Mechlin. - Ale potem wiedzieliśmy już, że to nie jest to. Wystarczyło zadzwonić do Gliwic.
     A w Gliwicach Edyty M. szukano już od piątku. Bo tam strata sięga 600 tys. zł, podczas gdy w Chojnicach tylko 35 tysięcy. W ratuszu stwierdzono, że trzeba zawiadomić policję. Z podejrzeniem popełnienia przestępstwa polegającego na oszustwie - co najmniej na doprowadzeniu do niekorzystnego rozporządzenia mieniem i pozostawieniu chorych bez opieki.
     Bo agencja pani Munik miała pieczę nad 80 pacjentami, z których co najmniej dwudziestka mogła ucierpieć w przypadku przerwania nad nimi opieki. Na szczęście pracownice pani Munik nie odeszły od łóżek i nikt nie doznał szwanku.
     - Biuro zamknięte, meble wyniesione, komputera nie ma - wylicza komendant policji Janusz Gierszewski. - Szukamy właścicielki, ale najpierw musimy zebrać materiały, przesłuchać świadków.
     Ona żyje
     
Edyta M. żyje. Nie została porwana ani zamordowana przez bandytów. 10 czerwca napisała list do MOPS w Chojnicach, w którym znalazło się tylko jedno zdanie - że rozwiązuje umowę o świadczeniu usług opiekuńczych, bo jej firma jest w stanie upadłości. I nic więcej. Pismo szło do Chojnic dość długo, bo dopiero po tygodniu dotarło do MOPS.
     Tam jednak nie zasypiali gruszek w popiele. Przygarnęli wszystkie opiekunki, w liczbie 41. Pracują na umowę-zlecenia. Ich kierowniczką jest Bogumiła Mikuła, która jeszcze niedawno - przed nastaniem ery pani Munik - była szefową agencji opiekuńczej w Chojnicach. Dla niej to, co się stało, jest zupełnie niepojęte. Jest jednak dobrej myśli, że wszystko się ułoży. Opieka jest przecież świadczona bez przerwy, a dziewczyny dostały po złotówce więcej w stawce za godzinę. Nie wiadomo co prawda, czy wszystkie ostaną się w pracy, bo jak bez ogródek mówi Mechlin, to, że ktoś był dobry dla pani Munik, nie oznacza, że automatycznie będzie dobrze postrzegany przez MOPS. - Muszę je poznać i sprawdzić - zapowiada.
     Tymczasem chojnicka policja zastanawia się, czy sprawy nie przekazać kolegom z Gliwic, bo tak by podpowiadała ekonomika.
     W ratuszu zaś głowią się, jak na przyszłość uniknąć takich kwiatków. Bo co by nie powiedzieć, złodziejstwa w tej branży nie przewidywali.
     

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska