Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Fedorowicz: - Mam coś z belfra i mentora

Rozmawiała Maryla Rzeszut, [email protected]
- Jestem niezmienny: nie klnę - mówi Pan Kierownik.
- Jestem niezmienny: nie klnę - mówi Pan Kierownik. Piotr Bilski
Rozmowa z Jackiem Fedorowiczem, satyrykiem, aktorem, rysownikiem

- Grudziądz to dla pana miasto jakich wiele na artystycznej trasie?
- Mam szczególnie serdeczny stosunek do Grudziądza. Mój ojciec chrzestny to rotmistrz Tadeusz Sokołowski z przedwojennego, grudziądzkiego Centrum Wyszkolenia Kawalerii. Znakomity kawalerzysta i jeździec. Uprawiał wyczynowo skoki przez przeszkody. Zdobył mnóstwo tytułów i nagród, m.in. mistrzostwo Polski. Był olimpijczykiem. Brał udział w igrzyskach w Berlinie, w 1936 r. Startował na koniu Zbieg. Służył w 1. Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskigo, a od 1943 r był w Armii Krajowej. Wraz z "cichociemnymi" zrzucono go na Wołyniu, gdzie przeprowadzali akcje. Z kolei mój ojciec walczył w obronie Gdyni. Postać mojego chrzestnego i wychowanie, które wyniosłem z domu rodzinnego, wpłynęły na całe moje życie. To, co po 1945 r. przyszło ze Wschodu, nie mogło mi się podobać. Takie wartości jak wolność, niepodległość, demokracja nie są dla mnie pustymi słowami.

Przeczytaj także: Jacek Cygan: Tekściarz jest jak szewc
- Znamy pana głównie jako artystę estrady. Dlaczego wybrał pan Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych w Gdańsku, gdzie zrobił pan dyplom z malarstwa?
- Od dziecka mam coś z belfra i mentora. Uwielbiam przekazywać swoje poglądy bezpośrednio jak najszerszej rzeszy ludzi. Malarstwo się do tego zupełnie nie nadawało. Wybór Wydziału Malarstwa na PWSSP był dość naiwną próbą schowania się przed socjalizmem. Tak naprawdę marzyłem, żeby zostać dziennikarzem. Jednak w 1953 r. mieliśmy apogeum stalinizmu. Bycie wówczas dziennikarzem oznaczało pewną formę prostytucji. Poszedłem na malarstwo. To sztuka tak abstrakcyjna i oddalona od rzeczywistości, że myślałem: "Nie będę musiał się wysługiwać". Naiwne to było...

A ja zawsze od razu myślałem po kapitalistycznemu. Kierowałem się niskimi pobudkami zysku.

- Nie porwał pana świat malarstwa?
- Dyplom zrobiłem, ale od malarstwa odszedłem, bo to sztuka bez odbioru. Poza tym, stojąc przy sztalugach nie wyżywiłbym się. A ja zawsze od razu myślałem po kapitalistycznemu. Kierowałem się niskimi pobudkami zysku. Rysunek był dla mnie towarem. Żyłem z tego. Na studiach, jako syn "wroga ludu", nie miałem stypendium. Więc zarabiałem, publikując rysunki satyryczne w prasie i gdzie się dało.

- Twardo stąpał pan po ziemi, jak na studenta uczelni artystycznej.
- Ależ życie duchowe i artystyczne kwitło! Na III roku już całkiem nieźle zarabiałem, ale to był też okres tworzenia kabaretów studenckich, pierwszej, większej popularności... Odważę się na wyznanie intymne. Postanowiłem znaleźć najładniejszą spośród "pierwszoroczniaczek", przyjętych na nasz wydział. Swoimi sposobami dotarłem do podań ze zdjęciami w dziekanacie. Przeglądam, przeglądam, i nagle: "O, ależ piękna, z tym dekoltem!". Od tej chwili cały czas kołatało mi w głowie: "Ta, tylko ta!". Wiedziałem, kim jest, ale musiałem ją jakoś poznać. Wreszcie zauważyłem ją wśród widzów, kiedy występowaliśmy z teatrem Bim-Bom. Gdy opadła kurtyna, podszedłem, przedstawiłem się. Wyczułem, że się jej spodobałem. Byliśmy "bratnimi duszami". Jej ojciec, dyrektor fabryki, został osadzony w więzieniu we Wronkach. Tak jak ja, nie miała stypendium, więc pożyczała ode mnie pieniądze. Gdy doszła do sumy 1600 zł, nie miała innego wyjścia, jak... wyjść za mnie. Jest moją żoną do dziś. Na 50-lecie małżeństwa wręczyła mi laurkę z namalowanymi 1600 złotymi. I napisem: "Dziękuję za pożyczkę na 50 lat. A to jest na następną pięćdziesiątkę..."

- Stworzyliście międzyuczelniany, studencki teatr, w opozycji do socjalistycznej rzeczywistości?
- W Gdańsku zaczęliśmy tworzyć teatr studencki mniej więcej wtedy, gdy w marcu bodajże powstał warszawski STS. To był "wentyl" dla stłamszonego brakiem wolności społeczeństwa. Ale powiedzmy sobie szczerze: gdyby Stalin nie umarł, a stalinizm nie zaczął się kruszyć, to - za przeproszeniem... byśmy mieli, a nie życie studenckie. Trochę z głupoty, trochę z naiwności, odważnymi programami wstawiliśmy nogę w szparę, pękającego powoli stalinizmu. Mieliśmy pietra, czy nas w końcu nie wyaresztują i nie wywiozą sukami. W jednym z programów kabaretu na scenie pękł mur z cegieł i wyszły 4 pary: panowie w wąskich spodniach, dziewczyny w kolorowych minispódniczkach. Tańczyli walca. Dziś nic nadzwyczajnego. Wtedy to była rewolucja i trzęsienie ziemi! Chcieliśmy innego świata.

- Działał pan z takimi późniejszymi sławami, jak Zbigniew Cybulski, Bogumił Kobiela czy Wowo Bielicki...
- Było od kogo się uczyć! Kiedy po raz pierwszy na spotkanie twórców teatru Bim-Bom przyszedł Zbyszek Cybulski, wszyscy natychmiast ucichli. Emanowała z niego niesamowita siła. Ten, do którego kierował jakieś pretensje, truchlał ze strachu. Zyskał w naszym zespole autorytet niebywały, a zarazem każdy z nas go uwielbiał i dałby się za niego posiekać. W naszym gronie spieraliśmy się niewyobrażalnie. Nie studia, a teatr był dla nas najważniejszy. Dyskusje przeradzały się w awantury. Wowo wymyślał Afanasjewowi od postrzelonych poetów, Zbyszek Wowowi od inteligentów, ja Zbyszkowi od dyktatorów, Wojtych Kobieli od bezbarwnych mydłków, Kobiela Kafarowi-Kochanowskiemu od kompleksiarzy. Tylko Mrożek nikogo nie atakował. Wstawał i wychodził.

Przeczytaj także: Robert Więckiewicz: - Dla kobiet chce mi się rano wstawać z łóżka

- Czuliście, że robicie wyłom swoją odwagą i sztuką?
- Satyra niczego nie załatwia. Tylko sygnalizuje. Działaliśmy bardziej dla podtrzymania ducha w narodzie. Z natury jestem tchórzem i zarazem pragmatykiem. Nie uznaję bohaterstwa typu "Hurrra i zginąć na barykadzie". Ale żądza zemsty zawładnęła mną, gdy 13 grudnia 1981 r. wprowadzono stan wojenny. Z telewizji sączył się jad, opluwano zwolenników Solidarności. Wykorzystałem telewizor, a wyszło to przypadkiem. Żona akurat malowała portret późniejszej senator Kuratowskiej, a ja próbowałem mikrofon. Na ekranie tv produkował się niejaki Waldemar Świrgoń, komunistyczny działacz, z charakterystyczną szczęką. Wysunąłem swoją żuchwę do przodu i zacząłem mówić, niemal synchronicznie, podkładając swój satyryczny, zjadliwy tekst. Nagle patrzę, a moja żona i jej modelka dosłownie tarzają się ze śmiechu. Oho, pomyślałem. Mam pomysł na program telewizyjny, który dopiecze komunistom. "Podkładałem" Rakowskiego, Millera, Żukrowskiego i innych. Robiłem swój "dziennik telewizyjny", aby wyglądało na to, że politycy mówią niewyobrażalne bzdury. Z biegiem lat naprawdę zaczęli mówić jeszcze większe banialuki i mój "dziennik" stracił rację bytu.

- Niby odwagą pan nie grzeszy, ale zaangażował się pan w działalność Prymasowskiego Komitetu Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom.
- Moja rola w opozycji? Cała moja zasługa, że nie robiłem tego, czego by chciała władza, a dostarczałem ludziom to, czego oczekiwali. Pomagaliśmy opozycjonistom, na miarę możliwości. Raz przydało się to, że moja żona, Hanka, jest kostiumologiem. Pomogła Waci, żonie Zbigniewa Bujaka, który się ukrywał, dotrzeć do męża, po długim rozstaniu. Żeby zmylić obserwujących nasz dom SB-ków, moja Hanka przygotowała Waci specjalny ubiór i perukę. Wykonała jej także makijaż. Tak całą przerobiła, że Wacia przeszła obok SB-ków, kompletnie nią niezainteresowanych. Kiedy później Zbyszek spotkał się z nami, wykrzyknął do Hanki: "Rany Boskie, coś ty z nią wtedy zrobiła? Ja własnej żony nie poznałem!"

- Czasy studiów, teatru i kabaretu opisuje pan w książce "Ja jako wykopalisko". To świat, który już nie wróci?
- Świat się zmienił. Rolą artystów jest robić to, czego chce publiczność. Inaczej mają puste sale. Niezmiennie trzymam się tylko jednego: z moich ust nie padają ze sceny wulgarne słowa. Jestem już ostatni...

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska