Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak wytłumaczyć dzieciom PRL

Rozmawiał ADAM WILLMA [email protected]
Prof. Antoni Dudek, historyk, autor książki "PRL bez makijażu".
Prof. Antoni Dudek, historyk, autor książki "PRL bez makijażu".
Rozmowa z prof. ANTONIM DUDKIEM, historykiem, autorem książki "PRL bez makijażu".

- Próbuję opowiedzieć córce o życiu w PRL i nigdy nie przypuszczałem, że to takie karkołomne zadanie. Bo jak tu przekazać te wszystkie odcienie PRL-owskiej szarości?
- Mam podobne wrażenia, ale to nie dotyczy tylko PRL-u, ogólnie relacjonowanie przeszłości jest zadaniem trudnym. Pamiętam jak w czasach młodości wysłuchiwałem opowieści o wojnie czy II Rzeczpospolitej. Moje pytania ludzie starsi traktowali często z politowaniem. Uproszczenia są więc nieuniknione. Nauka historii nie polega na odtwarzaniu rzeczywistości w sposób kompletny, bo to jest po prostu nieosiągalne, ale na przekazywaniu pewnej wizji minionej epoki w sposób skrótowy.

- Wbrew podręcznikowym formułkom nie ma jednego PRL. Jak tu wytłumaczyć, że Polska Gierka to zupełnie inny kraj niż Polska Bieruta?
- Staram się uświadomić studentom jak wielkim przełomem był rok w 1956. Każdy człowiek żyjący w tym czasie odczuł tę różnicę bardzo głęboko. Odczuł ją przede wszystkim w poziomie strachu. Na wykładzie pokazuję studentom slajd z dwoma kolumnami - w jednej kolumnie są rzeczy, które w całym PRL-u były niezmienne: ścisły związek z Moskwą, przewodnia rola partii, łamanie praw człowieka. W drugiej kolumnie są te, które się zmieniały i tych zmian było wiele: sprawa kolektywizacji rolnictwa, polityka wobec Kościoła, polityka kulturalna...

- Przy tych wspominkach uświadomiłem sobie, że były w PRL zjawiska, których nie mogę odżałować. Na przykład poczucie humoru. W wolnej Polsce humor mocno nam się zepsuł.
- Przyjrzyjmy się jednak jakie były źródła tego humoru. On głównie żywił się polityką. Całe życie publiczne kręciło się wokół jednej partii, która nieustannie bombardowała Polaków swoimi pomysłami na rzeczywistość. Pomysłami w mniejszym lub większym stopniu absurdalnymi, a jednocześnie takimi, od których trudno było uciec. Weźmy choćby krucjatę Gomułki przeciwko koniom (których nadmiar rzekomo pozbawiał paszy świnie, wskutek czego nie było mięsa w sklepach) albo atestację stanowisk pracy (pomysł generała Jaruzelskiego). Wszystkie te pomysły na bieżąco relacjonowały media, w związku z tym żyła nimi cała Polska. Dziś zasięg informacji w dowolnej sprawie jest znacznie mniejszy, gdy jakiś program obejrzy 4 miliony ludzi, stacja telewizyjna ogłasza gigantyczny sukces. W PRL te same programy oglądało 20 milionów ludzi, więc nośność absurdów była nieporównywalnie większa. Nic dziwnego, że reakcją była ogromna liczba dowcipów politycznych. Jeśli dodać do tego kabareciarzy, którzy prześlizgiwali się przez zakazy cenzury, to rzeczywiście bywało wesoło. Dziś trudniej o uniwersalny dowcip, bo zainteresowanie polityką jest znacznie mniejsze. Po prostu - bez polityki da się normalnie żyć. W PRL ucieczka od polityki była niemożliwa, bo ta dopadała człowieka w każdym momencie życia. Tu również istotną rolę odegrał rok 1956. Do tego momentu opowiadanie dowcipów mogło wiązać się z bardzo poważnymi konsekwencjami. Po październiku dowcipkowanie mogło utrudnić awans, ale już nikt nie wsadzał kawalarzy do więzienia.

Obecny kryzys kultury jest w sporej części spowodowany błędami kolejnych ekip rządzących w Polsce po 1989 roku.

- Tęsknota druga - za peerelowskim inteligentem. W PRL nieznajomość pewnych książek, filmów czy utworów muzycznych oznaczało rodzaj kalectwa, wstyd w towarzystwie. Pod tym względem wolna Polska jest kompletnie bezwstydna.
- XX wiek był okresem, w którym ludzie na masową skalę wyszli z analfabetyzmu. Jeszcze w chwili zakończenia II wojny światowej było w Polsce kilka milionów ludzi, którzy nie potrafili czytać i pisać. PRL to zlikwidował, nauczył tych ludzi pisać i czytać oraz dostarczył im masę tanich książek. Część oczywiście służyła indoktrynacji, ale oprócz tego było sporo bardzo dobrej literatury. Książka była najtańszym sposobem spędzania wolnego czasu i nie miała wielkiej konkurencji. Ludzie mieli dużo czasu na czytanie. Ale to był etap cywilizacyjny, który się skończył wraz z rozwojem nowych mediów. Żyjemy w czasach skrótowego przekazu, w kulturze esemesowej, w której w kilku słowach trzeba zawrzeć wszystko - od nienawiści do miłości. Można te czasy powszechnej fascynacji literaturą wspominać z nostalgią, ale warto pamiętać, że z podobnym zjawiskiem mamy do czynienia również w krajach, które nigdy nie doświadczyły komunizmu. Epoka masowego czytelnictwa po prostu się skończyła.

Przeczytaj także: Nie jesteśmy już tak bardzo przywiązani do wiary

- I jeszcze jedna tęsknota - PRL był w stanie wytworzyć wielkie zjawiska w kulturze. Radiowe bajki dla dzieci z lat 60., znakomite kino, świetna muzyka popularna...
- To prawda, w niektórych obszarach kultury można dziś mówić wręcz o wyjałowieniu. Pomimo różnych ograniczeń w PRL powstawało więcej udanych filmów niż dziś. Przeboje z czasów PRL towarzyszą nam do dziś i są chętnie słuchane przez kolejne pokolenia. Obecny kryzys kultury jest w sporej części spowodowany błędami kolejnych ekip rządzących w Polsce po 1989 roku. Poszliśmy zbyt daleko w ograniczeniu państwowego mecenatu kultury. Kultura wysoka musi być wspierana przez państwo, zwłaszcza państwo, które nie dorobiło się jeszcze milionerów trzecim pokoleniu, gotowych do pełnienia roli mecenasów. Za to świetnie rozwinęła się w III RP kultura popularna. W tej dziedzinie mamy ofertę nieporównywalną z PRL-em.

- Z rozbawieniem natomiast przyglądam się fascynacji młodych ludzi techniką rodem z PRL. Zadbany maluch i fiat 125p stały się obiektami marzeń, gramofon Daniel awansował do miana sprzętu kultowego, podobnie jak wieże Radmora.
- Rozumiem sentyment za wyśnionymi zabawkami, które dostawało się przy okazji komunii albo za zdanie matury. Większość młodych ludzi nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że wyśnionym magnetofonem w latach 80. był obowiązkowo licencyjny grundig, a wymarzonym kolorowym telewizorem w latach 70. radziecki Rubin (znany z tendencji do wybuchania). Przewidywalność tych peerelowskich zakupów była zjawiskiem dość ponurym. To trochę tak jak z pewnym sowieckim filmem o człowieku, który po pijaku wsiada nie w ten samolot, po czym na miejscu każe się wieźć taksówkarzowi na swoją ulicę. Dojeżdża do osiedla, w którym wszystko wygląda tak samo jak w jego mieście - ulice, bloki, klatka schodowa, zamek w drzwiach, a nawet wyposażenie mieszkania. Mój sentyment do grundiga gwałtownie maleje, gdy uświadomię sobie, że wśród szczęśliwych posiadaczy magnetofonów niemal wszyscy mieli ten właśnie sprzęt. Bo PRL to również handlowa monokultura.

- Na polskiej wsi najżywszym mitem PRL są do dziś czasy Edwarda Gierka.
- Słusznie! W pierwszej połowie lat 70. polska wieś bardzo skorzystała na polityce Gierka. Po pierwsze, została objęta powszechną opieką zdrowotną. Często zapomina się o tym, że wcześniej nie przysługiwała ona rolnikom indywidualnym. Z ubezpieczeniem wiązała się budowa wiejskich ośrodków zdrowia na dużą skalę. Za Gierka zniesiono też ostatecznie dostawy obowiązkowe, którymi jeszcze za Gomułki nękano rolników. Pozostał jednak w rolnikach bardzo silnie zakorzeniony strach przed kolektywizacją. Trzeba pamiętać, że za boom z pierwszej połowy lat 70, zapłaciliśmy głębokim kryzysem w ich drugiej połowie, a gierkowską dekadę zakończyła największa w dziejach PRL fala strajków.

- Ale poczucie bezpieczeństwa w PRL było czymś, co dzisiejszym nastolatkom trudno sobie wyobrazić. W żadnym ze znanych mi domów nie zamykało się w ciągu dnia drzwi na klucz, a dzieci wypuszczało się na podwórko bez cienia obaw.
- Rzeczywiście, pod tym względem Polska się zmieniła, ale nie cała. Zmieniły się głównie duże miasta, w mniejszych ośrodkach nadal jeszcze czujemy się w miarę bezpieczni. Źródłem tej zmiany były lata 90., w których rządy przestały sobie radzić z przestępczością. Ten okres mamy jednak za sobą, na co wskazują wyniki badań. Dziś nęka nas nie tyle brak bezpieczeństwa na ulicy, co brak bezpieczeństwa socjalnego. Warto też pamiętać, że peerelowski spokój był sztucznie podsycany za sprawą cenzury. Skala cenzorskiej troski o poczucie bezpieczeństwa obywatela PRL była ogromna. Jeśli chodzi o przestępczość pospolitą informacje dawkowane były mediom bardzo powściągliwie. Zwłaszcza w latach 70. przypadki kryminalne, które pojawiały się w gazetach były starannie dobrane, z pedagogicznym kontekstem. Brakowało jednak danych zbiorczych. Nie wolno było np. publikować statystyk dotyczących liczby utonięć, żeby obywatel nie doszedł przypadkiem do wniosku, że władza za mało troszczy się o niego. A przecież w wielu miastach w czasach PRL były ulice, których należało nocą unikać - to nie jest zjawisko, które pojawiło się dopiero w III RP.

- Cenzura oszczędzała nam również plotek. Bo PRL była światem bez celebrytów, bez kultury najniższej. Plotki o złotej wannie Stanisławy Gierek czy szaleństwach syna premiera Jaroszewicza krążyły tylko w maglu.
- Informacje o życiu prywatnym znanych osób nie miały prawa się pojawiać w mediach. Plotka krążyła tylko z ust do ust. Dlaczego? Dlatego, że PRL był bardzo purytański aż do lat 80., kiedy zaczęto w telewizji i kinie pokazywać filmy ze śmielszymi scenami erotycznymi. Bardzo ciekawa jest historia "Sztuki kochania" Michaliny Wisłockiej, pierwszej książki o życiu seksualnym wydanej w PRL w masowym nakładzie. Tej publikacji towarzyszyły wielkie boje w Komitecie Centralnym. Zastanawiano się, czy nie będzie zgorszenia, czy nie ucierpi moralność socjalistyczna. Nakład ciągle był za mały, a każdy dodruk budził wątpliwości ludzi władzy. Włodarze PRL byli obyczajowymi konserwatystami i pod tym względem Gomułka, Gierek i Jaruzelski niewiele się różnili.

- Mamy lato, czas wypoczynku. Dałby się pan zaprosić na zabawę "w klimacie PRL"?
- Raczej nie, bo te imprezy zwykle nie pokazują ciemniejszej strony PRL i przez to tworzą fałszywy obraz tamtych czasów. Jest w Warszawie Oberża pod Czerwonym Wieprzem, lokal w peerelowskim stylu ze zrazami Honeckera i filetami a la Castro w menu. Niby to wszystko śmieszne, a dla wielu ludzi to wspomnienie najpiękniejszych lat w życiu, ale jak się głębiej zastanowić, to nie robi się człowiekowi do śmiechu. I nie dlatego, że większości serwowanych tam potraw próżno byłoby szukać w peerelowskich restauracjach. Dla mnie ważniejsi są ludzie, których życie zostało złamane przez PRL. Czasem tylko dlatego, że nie wydano im paszportu, pozbawiono z przyczyn politycznych szansy na wymarzoną pracę czy zasłużony awans.

- Nie wierzę, że nie pozostały w panu wspomnienia z PRL za którymi pan nie tęskni.
- Oczywiście, ze mam takie wspomnienia. Może umiarkowanie peerelowskie, bo dotyczące mojego ulubionego w latach 70. serialu o poruczniku Columbo. Pamiętam pewien czwartek w 1976 roku, kiedy bardzo chciałem obejrzeć kolejny odcinek. Ale tym razem zamiast filmu wyemitowano potwornie długie przemówienie premiera Jaroszewicza, który uzasadniał wprowadzenie podwyżek cen. Ta podwyżka doprowadziła później m.in. do rozruchów w Radomiu i Ursusie. Zasnąłem w trakcie, nie doczekałem filmu.

Więcej wartościowych tekstów na http://www.pomorska.pl/premium

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska