-------
Oskarżono go o działanie na szkodę spółki PZU i spowodowanie w niej ponad 10,8 mln zł strat - poinformował rzecznik PA Zbigniew Jaskólski. Razem z Jamrożym oskarżono dziewięć osób.
Prokurator zarzuca Jamrożemu, że od sierpnia 1998 r. do końca kwietnia 1999 r. działał na szkodę spółki PZU, głównie przez "niedopełnienie ciążącego na nim obowiązku należytej dbałości o jej mienie". Według prokuratury, polegało to na zaniechaniu obowiązku rzetelnej weryfikacji przedkładanej dokumentacji dotyczącej zakupywanych dla PZU nieruchomości w wielu miastach na terenie Polski po zawyżonych cenach, w wyniku czego spółka straciła 10 mln 834 tys. 882 zł.
"Gazeta Pomorska" w Magazynie z datą 31 sierpnia 2001 r. precyzyjnie opisała bydgosko-włocławski wątek tego procederu, po dziennikarskim śledztwie przeprowadzonym przez red. Darusza Knapika. Artykuł nosił tytuł "Jamroży zostawia ślad? ". Wkrótce po publikacji Władysław Jamroży pisemnie zażądał sprostowania i przeprosin, dowodząc, iż w czasie transakcji w Bydgoszczy nie był już prezesem PZU SA. Groził nam procesem sądowym, zarzucając nam kłamstwo i naruszenie jego dóbr osobistych. Nie przeprosiliśmy pana prezesa, ponieważ mijał się on z prawdą. Dlatego pozwalamy sobie dziś, kiedy do sądu trafił akt oskarżenia, przypomnieć tamtą publikację.
"Gazeta Pomorska" - magazyn 31 sierpnia 2001
-------
Przedstawiciel centrali PZU kupił w Bydgoszczy działkę na Centrum Likwidacji Szkód. Jej właściciele dostali 1,6 mln zł, zaś spółka, która pośredniczyła w zakupie, aż dwa miliony. Potem rozpłynęła się tajemniczo wraz z pieniędzmi.
Na początku czerwca ub. roku, w biurze bydgoskiego notariusza Andrzeja Barabasza podpisano umowę między Lucyną i Zbigniewem Kozłowskimi, a włocławską spółką "Bożena Zielińska", której małżonkowie zlecili pośrednictwo w sprzedaży należącej do nich nieruchomości przy ul. Fordońskiej w Bydgoszczy.
Wynagrodzenie pośrednika uzgodniono na 5 proc. ceny posesji. W umowie wyceniono jej wartość na 1,6 mln zł (265 zł za metr kwadratowy), zaś prowizję na kwotę 75 400 zł. Ale było też istotne zastrzeżenie. Gdyby pośredniczce udało się sprzedać posesję drożej, prawie cała nadwyżka (dokładnie 98 proc.) miała trafić do kasy jej firmy.
Pośrednik wystawia rachunek
Już w umowie znalazł się zapis, że włocławska spółka wskazuje pierwszego, potencjalnego nabywcę: PZU SA w Warszawie. W 20 dni później, 28 czerwca ub. roku bydgoskie małżeństwo podpisało notarialny akt sprzedaży. I tak warszawska centrala PZU stała się właścicielem działki o powierzchni ok. 0,56 hektara, z niewielkim budynkiem przeznaczonym do rozbiórki oraz lokatorem.
Pośredniczka Bożena Zielińska dowiodła, że jest w swojej branży wręcz znakomitym fachowcem. Otóż szacowaną początkowo cenę 1,6 mln zł udało się jej wywindować aż do 3,7 miliona. Zgodnie z wcześniejszą umową, zawartą z małżonkami, w akcie notarialnym zapisano, że otrzymują oni 1,675 mln zł, zaś pozostałe ponad 2 miliony dostaje spółka Zielińskiej.
W imieniu warszawskiej centrali PZU transakcję tę od początku pilotował przysłany ze stolicy, pełnomocnik, Piotr Kudlak. Miał upoważnienie wystawione przez samego wiceprezesa zarządu PZU SA w Warszawie, Jacka Berdyna i członka zarządu Jacka Mejznera. Bez zmrużenia oka wypłacił włocławskiej spółce ponad dwa miliony prowizji. Dziś okazuje się, że prawie cała ta kwota tajemniczo gdzieś wyparowała.
W kolejce po miliony
W deklaracji podatkowej za miniony rok Bożena Zielińska oświadczyła, że jej firma przeprowadziła w tym okresie tylko tę jedną transakcję. Jak stwierdza, na czysto zarobiła na niej zaledwie ponad 25 tys. zł. Resztę, dokładnie 1 999 687 zł, musiała wypłacić pośrednikowi spod Przemyśla, bo to on właśnie zlecił jej wyszukanie w Bydgoszczy nieruchomości dla PZU.
Sprawa była tak podejrzana, że Urząd Skarbowy we Włocławku zaczął ją dokładnie badać. Jego naczelnik, Eugeniusz Kowalczyk, ze względu na obowiązującą go tajemnicę skarbową i dobro toczącego się postępowania kategorycznie odmówił udzielenia jakichkolwiek informacji. Na własną rękę udało nam się jednak ustalić nieco szczegółów.
Jak twierdzi Zielińska, nad pozyskaniem działki dla PZU pracował cały łańcuch firm pośrednictwa handlu nieruchomościami. Najpierw, pod koniec kwietnia ub. roku skontaktował się z nią przedstawiciel firmy "Bona" spod Giżycka. Okazało się, że poszukuje działki od 0,5 do 1 hektara przy którejś z wylotowych ulic Bydgoszczy. Ale nie dla siebie, tylko dla spółki spod Przemyśla, która z kolei działa na zlecenie przedstawiciela PZU.
Gdzie zniknęła kasa
Zielińska ofertę przyjęła. Musiała jednak podpisać umowę ze spółką Władysława Haszczakiewicza z Drohojowa pod Przemyślem. Dokument ten, sygnowany datą 19 maja ub. roku przewiduje m. in., że za swoje usługi firma Zielińskiej otrzyma tylko 1,25 proc. całej prowizji, zaś reszta przypadnie pośrednikowi spod Przemyśla. Zaraz po sprzedaniu PZU działki przy Fordońskiej, przelała prawie dwa miliony na konto firmy "Bona", a ta z kolei rozliczyła się ze spółką Haszczakiewicza.
Prawie wszystkie kontakty odbywały się telefonicznie. Podpisane przez Haszczakiewicza dwa egzemplarze umowy Zielińska dostała pocztą, jeden odesłała potem na wskazany adres. Prowizję wpłaciła na podane konto. Tylko raz widziała się z mężczyzną, który przedstawił się jako Zbigniew Jaszczułkiewicz, z firmy Haszczakiewicza. On właśnie przekazał jej pismo poświadczające, że przemyska spółka otrzymała owe dwa miliony.
Mimo wielu poszukiwań, przemyski Urząd Skarbowy nie mógł jednak trafić na żaden ślad spółki Haszczakiewicza. Nie ma jej w ewidencji podatników, zaś podany w umowie NIP i REGON należą do firmy budowlanej, która o Haszczakiewiczu nic nie słyszała. Nie potwierdzają się też inne fakty podane przez Zielińską.
Nieoficjalnie wszystko wskazuje, że włocławski Urząd Skarbowy nie uzna wykazanych przez nią kosztów i obciąży podatkiem za całą, otrzymaną od PZU prowizję. Wyniesie on blisko 60 tys. zł. Do tego trzeba jednak doliczyć, biegnące od lipca ub. roku, karne odsetki skarbowe, koszty egzekucji. Już dziś firma Zielińskiej byłaby winna fiskusowi ponad 90 tys. zł.
Ani grosza dla komornika
Z naszych ustaleń wynika jednak, że Urząd Skarbowy będzie miał kłopoty z wyegzekwowaniem choćby skromnego ułamka tej sumy. Spółka Zielińskiej zarejestrowana została we włocławskim sądzie 20 kwietnia ub. roku, dosłownie na miesiąc przed całą operacją. Jej kapitał zakładowy wynosi zaledwie 4 tys. zł, nie ma żadnego majątku, a siedziba mieściła się w wynajętych pomieszczeniach. Używam czasu przeszłego, bo od dwóch miesięcy lokal jest zamknięty na kłódkę, a w firmach, które dzierżawią lokale w tej kamienicy twierdzą, że spółka znajduje się w likwidacji. Do sądu żaden wniosek w tej sprawie jednak nie wpłynął.
Jedynym udziałowcem spółki Bożeny Zielińskiej jest jej mąż Grzegorz. Wraz ze wspólnikiem, był on też właścicielem dobrze prosperującej firmy produkującej odzież damską i kilku stoisk handlowych. Ale ostatnio wszczęto postępowanie likwidacyjne i 29 maja tego roku firma ta została wykreślona z rejestru.
Swoją willę, na jednym z reprezentacyjnych podwłocławskich osiedli, w grudniu 1999 roku aktem notarialnym podarowali Zielińscy własnym córkom. Ponieważ jedna miała wtedy 9, a druga - 3 lata, wystąpili w dwóch rolach. Jako właściciele przekazali posiadłość prawnym opiekunom małoletnich dzieci, czyli sobie. Dziś wyłącznie zarządzają tym majątkiem w ich imieniu.
Usta milczą, dusza śpiewa
W światku włocławskich pośredników mówią o Zielińskiej z mimowolnym podziwem. Na tym rynku działa od kilku lat. Zawsze elegancko ubrana, ozdobiona kosztowną biżuterią, ma wiele kontaktów wśród miejscowych elit. Wcześniej prowadziła inną spółkę pośrednictwa, która m. in. otrzymała wyłączne zlecenie na sprzedaż i zarządzanie nieruchomościami pewnej znanej firmy, postawionej w stan likwidacji. Wśród sąsiadów uchodzą za bardzo zamożnych, choć bliższych kontaktów z nikim nie utrzymują.
- Nie chcę na ten temat rozmawiać. - mówi Bożena Zielińska. Nie mam panu nic do powiedzenia! - stwierdził Zbigniew Kozłowski, eks-właściciel działki przy Fordońskiej.
Na nieruchomości kupionej przez PZU, zamiast Centrum Likwidacji Szkód można dziś zobaczyć tylko chwasty i śmieci. Jak usłyszeliśmy w bydgoskim oddziale okręgowym PZU, na razie centrala nie ma środków na podjęcie tej inwestycji. Zabrakło też pieniędzy na dokończenie podobnego "Centrum", które wcześniej już wybudowano we Włocławku. Miał to być trzeci tego rodzaju ośrodek w Polsce, jako czwarta czekała w kolejce Bydgoszcz.
- Inwestycje te zrealizujemy we właściwym czasie - mówi lakonicznie rzecznik prasowy PZU, Jamrożego Adam Taukert.
Na konto Jamrożego
Adam Taukert oświadczył nam, że zakup bydgoskiej działki miał miejsce za czasów poprzedniej ekipy, gdy w PZU rządzili prezesi Władysław Jamroży i Grzegorz Wieczerzak. Sprawa ta znalazła się, obok wielu innych, w specjalnym raporcie skierowanym do organów ścigania, które rozliczają obecnie eks-prezesa Wieczerzaka. Wiceprezes Jacek Berdyn i członek zarządu Jacek Mejzner, którzy wystawili pełnomocnictwo Piotra Kudlaka, już w PZU nie pracują.
Jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie, Piotr Kudlak zawarł dla PZU więcej podobnych transakcji. Działał w ramach spółki PZU Development, zajmującej się pozyskiwaniem nieruchomości dla największej polskiej firmy ubezpieczeniowej. Od 1 sierpnia tego roku Development ma nowy zarząd, wszystkie wystawione wcześniej pełnomocnictwa do zawierania transakcji zostały cofnięte.
Urząd Skarbowy we Włocławku zawiadomił o bydgoskiej transakcji organy ścigania. Zgodnie z właściwością sprawa trafiła do Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz Północ.
-------
PS. Personalia małżeństwa, które sprzedało działkę oraz właścicielki włocławskiej spółki pośrednictwa, podobnie jak niektóre szczegóły mogące ich zidentyfikować, zostały zmienione.
