Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Nowicki, "Wielki Szu", przygląda się swojemu życiu

Jolanta Zielazna
Jan Nowicki wynajął w Ciechocinku pokój na sześć tygodni i obserwował. Restauracje, zabawy, potańcówki, rozmowy. Obserwacje, obserwacje... A potem ponad rok pisał "Białe walce" - książkę o starych ludziach w sanatorium, szukaniu bliskości, czułości, towarzystwa.
Jan Nowicki wynajął w Ciechocinku pokój na sześć tygodni i obserwował. Restauracje, zabawy, potańcówki, rozmowy. Obserwacje, obserwacje... A potem ponad rok pisał "Białe walce" - książkę o starych ludziach w sanatorium, szukaniu bliskości, czułości, towarzystwa. Jolanta Zielazna
Przygląda przy okazji promocji swojej ostatniej książki "Białe walce". Mówił o niej podczas otwarcia Domu Seniora "Romantica" w Kruszynie Krajeńskim. To była opowieść o książce przeplatana dygresjami, przemyśleniami o starości, własnym życiu, o tym, co ważne. Jan Nowicki wynajął w Ciechocinku pokój na sześć tygodni i obserwował. Restauracje, zabawy, potańcówki, rozmowy. Obserwacje, obserwacje... A potem ponad rok pisał "Białe walce" - książkę o starych ludziach w sanatorium, szukaniu bliskości, czułości, towarzystwa.

- "Białe walce" to przypadek? Pomysł powstał podczas pobytu w Ciechocinku?
- Nie ma przypadku, nie, nie. To są rzeczy, które mi od dekad chodzą po głowie.

- Kim są bohaterowie pana książki?
- Bohaterami są ludzie starzy, by nie powiedzieć bardzo starzy. Zacznę od pani Stasi, lat 97, która jest przedwojenną akuszerką. Była testerką jedzenia u Adolfa Hitlera. Testerką deserów w zasadzie, a ponieważ dyktator mało jadał słodkich rzeczy, miała dużo czasu i nauczyła się perfekt języka niemieckiego.
Jest poseł na Sejm, bo zawsze jest potrzebny element komediowy- poseł Kazimierz Pięta. Mam nadzieję że takiego w rzeczywistości nie ma.
Jest jeszcze dr Pala - doppel doktor, czyli podwójny doktor chirurgii szczękowej z zapleczem wiedeńskim - Franciszek Pala. Pierwowzorem dla tej postaci jest mój kumpel, Franio Serwatka.
Jest też światowej sławy badacz kleszczy. Nazwałem go dr Łapał. W związku z tym musiałem pozyskać stosowną wiedzę na temat kleszczy. Dowiedziałem się, że nas, ludzi jeszcze nie było, a one już były! No i ostatni bohater- stary aktor, mistrz Serafin.
Bohaterowie mojej książki, przez rok absolutnie wystarczali mi za towarzystwo. Absolutnie! Bo tak to jest, że jak człowiek się starzeje, ma coraz większe wymagania, jeśli chodzi o towarzystwo.

Przeczytaj także: Wybitny aktor Jan Nowicki gościem Chojnickiego Studia Rapsodycznego
- Starość ma marzenia?
- Starość w mojej książce cały czas jest pełna marzeń, idzie do przodu.
Marzenia trzeba mieć do samego końca (puka w stół, podkreślając: do- koń-ca!)
Z czego się wzięło moje pisanie? Wzięło się z marzeń, żeby żyć. Robić to, czego nie umiem, a nie tylko grać te swoje role. Nagrałem ich setki i z tego powodu nie zmieniłem świata. Trochę się pobawiłem, zarobiłem parę groszy, pojeździłem po świecie, kogoś pokochałem, ktoś mnie pokochał, ktoś mnie zdradził, kogoś ja zdradziłem. Krótko mówiąc - życie, ale generalnie się nic nie zmieniło.
Trzeba siąść nad białą kartką i pomyśleć: Janek! A może ty masz rozum, do cholery! Coś przeżyłeś, zapamiętałeś?! Wstępując na nowe pole działania, człowiek dostaje kopa!
A jak człowiek tylko odcina kupony od samego siebie i gra jakiegoś wuja jedenaście lat w jednym serialu, to równo idiocieje. Ma pieniądze i złudne poczucie, że jeszcze żyje. On oddycha. Od-dy-cha, a nie żyje! Bo żyć to znaczy robić za każdym razem coś nowego, coś kombinować.

- Tak, jak pan "kombinuje" w Krzewencie na Kujawach, gdy od 14 lat na " Mikołajki", początkowo sam i z własnej kieszeni organizuje prezenty dla dzieci?
- Można tak, można inaczej. Czy to się bierze z dobrego serca? Skąd! Ja nie mam czegoś takiego, jak dobre serce! Muszę coś robić, do cholery! Człowiek, który sobie nie zdaje sprawy, że może się z kimś podzielić albo dać, to nie jest człowiek. Można uznać, że się chwalę, ale najlepiej posługiwać się własnym przykładem.
Jest takie powiedzenie: Gdyby młodość chciała, gdyby starość mogła". Pan nie utyskuje na starość.
Nie wiem, dlaczego człowiek jest niezadowolony, że się starzeje. Jakby była inna opcja, inna możliwość. Nie ma! Nie ma innej możliwości niż to, że mija czas! To przeciwko czemu się buntować?!
Gdy się przyglądam mojemu życiu, a mam tego od cholery, bo 5 listopada skończyłem 75 lat, gdy się tak przyglądam, to na dobrą sprawę nawet nie wiem, gdzie są te lata!
Czy to znaczy, że mnie nic nie boli? Ależ wszystko mnie boli! Wszystko! Zęby mnie nie bolą, bo mam wkręcone, ale nogi mnie bolą, kolana mnie bolą, łokieć się odzywa. No i co z tego?! Do przodu! Czasami pomaga kieliszeczek alkoholu, czasami jakaś wcierka. Dobrze, żeby ktoś ją zrobił, żeby się samemu nie męczyć. I tyle.

- Absolutnie nie żal panu młodości?
- Jestem może człowiekiem niezbyt mądrym, ale nie jestem na tyle idiotą, żeby walczyć z czymś nieuniknionym. Całe mówienie o odbieraniu świata w kategoriach dramatu, że życie mija, jest absolutnie bez sensu. Jakżeż można się martwić tym, że minął czas? No co można z tym zrobić? Nic!

- To z wiekiem optyka nam się zmienia.
- Nie wiem. Ja całe życie tak miałem. Nawet, gdy miałem 17, 18, 20 lat jednym z najpoważniejszych problemów, którymi się zajmowałem i zajmuję do tej pory, jest problem śmierci. Nie dlatego, że byłem stary, tylko mnie to bardzo interesowało. Zarówno w zakresie literatury, jak i przemyśleń.

- Śmierć to nie tylko starość.
- Śmierć jest według księdza Jana Twardowskiego szczytem życia. To jest w ogóle coś absolutnie najważniejszego. Jeśli ktoś tego nie rozumie, to znaczy, że nie umiał żyć. A mężczyzna, który boi się śmierci jest trupem za życia. To powiedział Budionny. W każdym razie, nie ma czego się bać.

- Prezentuje pan do siebie świetny dystans. To pomaga żyć?
- Trochę pomaga, trochę męczy. Mnie się wydaje, że każdy człowiek powinien składać się z poczucia humoru i z dystansu do siebie samego. Nie upatruję w tym nic szczególnego.

- Często ludzie składają się z żalu za minionym.
Ależ naturalnie! "Jojczą"! Jak widzę łysego, który się martwi, że nie ma włosów, jak widzę bezzębego, który się martwi, że nie ma zębów, to uważam go za głupka. To tak jakby aktor mając siedemdziesiąt lat martwił się, że nie zagra Romea. No przecież jeszcze jest Lear do zagrania! A wreszcie, po co w ogóle grać? Przecież można w ogóle nie grać i być szczęśliwym.

- Aktor chciałby grać do końca?
Proszę pani! Jeśli pani mówi aktor, który chce grać do końca, to na pewno nie ma pani na myśli mnie. Dlatego, że ja nic nie chcę do końca. Zagrałem bardzo dużo ról, bardzo często bardzo dobrych, co wcale nie oznacza, że ja przepadałem za tym zawodem.
We mnie ciągle jest energia. To co mam z nią zrobić? Udać, że jej nie mam?

- Świetnie, że jest. W życiu próbuje pan robić tak, jak w filmie "Jeszcze nie wieczór" - zmobilizować starych ludzi do działania.

- Nie muszę robić tego, co zrobiłem w filmie "Jeszcze nie wieczór". O "Białych walcach", które napisałem dla seniorów, ks. Darek Raś, proboszcz kościoła mariackiego w Krakowie, powiedział, że starzy ludzie otrzymali tam dawkę optymizmu.
Na spotkaniu starsza pani wstała i powiedziała, że tak się uśmiała i tak była wzruszona, że co, mam więcej robić?! Jestem od tego, żeby ją rozśmieszyć, rozczulić, dać jej do myślenia. I w tym sensie to robię.

- Pan często podkreśla, że jest człowiekiem nieinternetowym, niekomórkowym. Rozumiem, że na komputerze też pan nie pisze swoich książek?
- Tylko i wyłącznie piórem Waterman i to jeszcze tym samym. Jestem suczo przywiązany do atramentu. Poza tym mnie się nie spieszy, przecież ja nie żyję z pisania. Ja nie muszę pisać co cztery tygodnie nowej książki.
Książka ma mi sprawić frajdę, przyjemność, a nie jakąś mękę, zwłaszcza, że za tę mękę nie płacą prawie.
Piszę tylko piórem, bo to jest elegancko. Do "Białych walców" wypisałem z 10 pełnych kałamarzy, co najmniej.

- Kałamarzy? A nie naboje do pióra?
Atrament jest w kałamarzu. I tylko czarny, bo jak jest niebieski, to głupieję.

- Wiem, że ma pan już pomysł na następną książkę.
Tak, zamierzam ją pisać przez 2-3 lata. Dlatego, że jak już powiedziałem, nie żyję z pisania. "Moje psie myśli" będą dotyczyć ostatniego etapu życia człowieka. Powiem więcej - budowania grobu! Dlatego, że grób trzeba sobie wybudować wtedy, kiedy człowiek jest zdrowy, ma poczucie humoru i pieniądze.

- A w ogóle, jak panu się żyje?
Niedawno Robert Więckiewicz spytał mnie we Wrocławiu, jak mi się żyje? Powiedziałem, że dobrze.
Dlatego, że żyję w zgodzie z samym sobą.
On powiedział: Ooo, cholera! Daleko zaszedłeś.
To jest dobre.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska