Oskarżona Jolanta O., główna księgowa upadłego Janturu była w sądzie tylko raz. Potem przestał bywać na sprawach prezes Roman Ch.. Tym razem ława oskarżonych była pusta. Brakło też wiceprezesa Krzysztofa Ch.
Sędzia Romuald Jankowski jednak robił swoje. Słuchał kolejnych z 846 świadków w sprawie, która doprowadziła kierownictwo Janturu na ławę oskarżonych, a setki rolników pozbawiła pieniędzy. Bo Jantur brał od nich zboże i nie płacił.
Należności rolników to w sumie dziesiątki milionów złotych. Świadkowie mówią to samo: odstawili zboże, czekali na pieniądze. Gdy się upominali, zwodzono ich obietnicami.nie dostali złotówki, albo ułamkowe części należności.
W poniedziałek jeden z rolników opowiadał, jak wręcz błagał, by mu zapłacono (Jantur jest mu winien ok. 22 tys. zł), bo żona zapadła na chorobę nowotworową i bardzo były potrzebne pieniądze. - Usłyszałem od Krzysztofa Ch., że kupił sobie nowy samochód - opowiadał sądowi.
Przeczytaj również: Wiceprezes upadłej spółki Jantur oskarża wierzycieli
Dwoje innych świadków powiedziało, że słyszeli, że bracia Ch. realizują dużą inwestycję, podobno chłodnię lub przechowalnię. Który z braci konkretnie - nie wiedzieli.
Poszkodowani rolnicy stający przed Wysokim Sądem jako świadkowie opowiadają, jak to, że nie odzyskali dotąd swoich pieniędzy wpłynęło na kondycję ich rodzin i gospodarstwa. Dla wielu odstawione do Janturu zboże było całym plonem z danego roku, a niektórzy mówili o dwuletnich zbiorach. Nierzadko gospodarze musieli zaciągać kredyty, by przetrwać do kolejnego sezonu, inni rezygnowali z wcześniej zaplanowanych inwestycji.
Co ciekawe - Jantur nie płacił nie tylko tym, którzy przywozili wielkie partie zboża (są gospodarze, którym spółka winna jest ponad milion złotych), ale też tym, którzy oddawali ziarno zbierane z niewielkich areałów i którzy bezskutecznie czekają na należności w wysokości około tysiąca lub dwóch tysięcy złotych. Oni najczęściej słyszeli, że "mali wierzyciele", do 20 tysięcy złotych, zostaną spłaceni w pierwszej kolejności. Nie dostali złotówki.
Przestali wierzyć w sprawiedliwość
Gdy proces miał się rozpocząć, dziesiątki pokrzywdzonych gospodarzy zgłosiło się, by pełnić funkcję oskarżycieli posiłkowych. Sąd wybrał 20 osób. Po kilkunastu tygodniach procesu są dni, gdy na sali sądowej jest jeden oskarżyciel posiłkowy.
- To czas prac polowych, ludzie nie mają czasu - uważa Andrzej Sobociński, jeden z oskarżycieli posiłkowych. On sam też bywa na rozprawach nieregularnie.
Czytaj też: Rolnik szuka żony online. Nowy program w TVP
- Rolnicy stracili nadzieję, że ten proces cokolwiek przyniesie, z czego mogliby się cieszyć - uważa z kolei Krzysztof Pieczkowski, także oskarżyciel posiłkowy, rzadko widywany w sądzie. Swoją nieobecnośc tłumaczy pracą zawodową , wymagającą ciągłych podróży po Polsce. - Myślę, że rolnicy są przekonani, że szanse na odzyskanie pieniędzy są niewielkie. Jeśli na coś liczą, to na ukaranie oszustów - mówi.
Czytaj e-wydanie »