Janusz S., który ma postawione zarzuty w sprawie o wyprowadzenie majątku upadającego w 2009 roku Domaru, zeznaje w procesie, w którym o zlecenie zabójstwa dyrektora pionu odszkodowań w PZU w 1999 roku oskarżony jest biznesmen Tomasz G., były diler Mercedesa w podbydgoskiej Brzozie.
Co Janusz S. (który w związku ze sprawą spółki Domar-Bydgoszcz jeszcze do niedawna był ścigany listem gończym) może wiedzieć o zabójstwie sprzed niemal dwóch dekad?
S. był od listopada 2016 roku poszukiwany listem gończym przez Prokuraturę Regionalną w Gdańsku. W połowie roku Janusz S. uzyskał list żelazny gwarantujący mu przyjazd do kraju i złożenie wyjaśnień w prokuraturze bez groźby aresztowania. Prokuratura zarzuca mu odpowiedzialność za wyprowadzenie ponad 35 mln zł z majątku spółki Domar.
AKTUALIZACJA, 12.20: S. mówi w sądzie o spotkaniu, do którego doszło w 1998 roku w gabinecie Mirosława S., jego brata. W spotkaniu miał uczestniczyć diler samochodowy z podbydgoskiej Brzozy, Tomasz G. (obecnie jeden z oskarżonych w procesie) oraz nieżyjąca już sędzia Anna O.
- Po spotkaniu brat powiedział mi o tym, że jest interes do zrobienia - mówił S.
Miało chodzić o zakup wartej milion dolarów zgniatarki do karoserii samochodowych z USA. Sprzęt miał być wysoko ubezpieczony.
- Z jednej z późniejszych rozmów z bratem dowiedziałem się, że w tej transakcji wcale nie chodzi o zwrot inwestycji z tytułu eksploatacji zgniatarki. Maszyna miała zostać wysoko ubezpieczona w PZU (czyli w ubezpieczalni, w której pracował Karpowicz, red.) a następnie w ogóle nie miała trafić do Brzozy Bydgoskiej, ale zniknąć gdzieś na trasie.
Tym samym S. w swoich zeznaniach nawiązał do ustaleń prokuratury z aktu oskarżenia.
- Powiedziałem, że absolutnie nie wezmę udziału w tej transakcji. Ryzyko wykrycia przestępstwa było bardzo duże. Nie interesowało mnie to.
S. wspomniał również o wekslu podpisanym przez Tomasza G. jeszcze na początku lat 90., a który miałby stanowić częściowe zabezpieczenie na wypadek gdyby przedsięwzięcie nie wypaliło.
- Tą informacją brat naprawdę mnie zaskoczył - zeznał Janusz S.