Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janusz Walczak: Nie ma sensu wchodzić na barykady, jeśli można porozmawiać [rozmowa]

Lucyna Talaśka-Klich
Filip Kowalkowski/archiwum
Rozmowa z Januszem Walczakiem, przewodniczącym NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność” Województwa Kujawsko-Pomorskiego.

Kiedyś najczęściej widywałam Pana na protestach - z transparentami, flagami. Kiedy brał Pan ostatnio udział w rolniczym strajku?

Szczerze mówiąc, to nie pamiętam. Zatem musiało to być już dawno, za rządów poprzedniej władzy.

Dziś najczęściej widuję Pana na oficjalnych spotkaniach np. z przedstawicielami władz. To znaczy, że rolnicy nie mają powodów do protestów?

Gdy nie było możliwości porozumienia się z rządem, jego przedstawicielami, to wychodziliśmy na barykady. Bo kiedyś, zamiast zrozumienia, otrzymywaliśmy odpowiedzi typu: „sorry, taki mamy klimat”. Teraz przedstawiciele rządu, a szczególnie resortu rolnictwa szukają rozwiązań i nie zostawiają nas z problemami. Nie oznacza to jednak, że dziś polscy gospodarze mają słodkie życie, „różowo” w rolnictwie nigdy nie było i zapewne nie będzie. Rolnikom nie brakuje problemów, ale nie wychodzą na ulice, bo wolą usiąść do rozmów.

Druga strona chce z rolnikami rozmawiać?

Chce! I właśnie dlatego, pod tym względem, jest znacznie lepiej, normalniej niż kiedyś.

O czym ostatnio rozmawialiście?

Na przykład o sytuacji na rynku trzody chlewnej oraz mleka. Przez pewien czas za tuczniki płacono całkiem niezłe pieniądze, aż gruchnęła wieść, że Chińczycy zdobyli dominującą pozycję na polskim rynku (chodzi o udziały w przetwórstwie) i nagle ceny spadły. Moim zdaniem ktoś celowo wypuścił taką informację, manipuluje rynkiem. Taka „propaganda” tylko nam szkodzi, bo wpływa na spadek cen tuczników. Jestem przekonany, że wielokrotnie polskim rolnikom szkodziła zmowa cenowa dużych zakładów przetwórczych, które dyktują ceny.

Janusz Walczak: Nie ma sensu wchodzić na barykady, jeśli można porozmawiać [rozmowa]

Przetwórcy twierdzą, że to nieprawda, bo rynkiem rządzi popyt i podaż. No i ważne są też stawki na niemieckiej giełdzie.

Powoływanie się na stawki z niemieckiej giełdy także krzywdzi polskich producentów trzody chlewnej, bo na niej sprzedaje się nadwyżki z tamtejszego rynku. A jak czegoś jest za dużo, to cena nie może być wysoka. Dlatego to nie powinno być punktem odniesienia dla przetwórni w Polsce. Na rynku mleka też nie jest różowo, bo rolnikom najbardziej potrzebna jest stabilizacja, a nie częste skoki cen w skupie.

Uczestnicy Forum Rolniczego „Gazety Pomorskiej” zwracali uwagę na problem dotyczący wyceny sprzedawanych przez nich surowców.

Ten problem dotyczy różnej oceny tej samej partii towaru. W punktach skupu na przykład zbóż mogą być odmienne oceny dotyczące wilgotności, liczby opadania, ilości glutenu. Podobne problemy dotyczą oceny mięsności tuczników.

Z czego wynikają te rozbieżności? To celowe działanie?

To przede wszystkim może być efektem niewłaściwego skalibrowania urządzeń pomiarowych. Dlatego tak ważne jest powołanie niezależnej instytucji, do której rolnik mógłby się odwołać, gdyby podejrzewał, że zaniżono pewne wartości i straci na takiej wycenie.

O tym pomyśle mówi się od dawna. Dlaczego wciąż nie powołano tej niezależnej instytucji?

Problem najczęściej dotyczy braku pieniędzy. Ale nie odpuszczamy, a ministerstwo słucha naszych propozycji.

Kujawsko-pomorscy rolnicy najczęściej protestowali, gdy na rynku trzody chlewnej była cenowa zapaść, albo gdy Agencja Nieruchomości Rolnych próbowała sprzedać grunty. Nowe zasady dotyczące obrotu ziemią w Polsce, rozwiązały ten problem?

Na pewno w obrocie ziemią rolną wiele zmieniło się na lepsze, bo - co najważniejsze - nie ma już spekulowania gruntami.

Ale idealnie nie jest, ponieważ niektórzy właściciele dużych gospodarstw albo obcokrajowcy, wciąż próbują wejść w posiadanie ziemi rolnej, która powinna trafić przede wszystkim do małych rolników, młodych gospodarzy. O wszystkich takich przypadkach natychmiast informujemy przedstawicieli Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa oraz resortu rolnictwa i problemy są rozwiązywane na bieżąco, tłumione w zarodku.

Janusz Walczak: Nie ma sensu wchodzić na barykady, jeśli można porozmawiać [rozmowa]

Jednak problem głodu ziemi rolnej wciąż nie został rozwiązany.

To prawda. Świadczy o tym chociażby ogromne zainteresowanie dzierżawą państwowych gruntów. Bo po zmianie zasad obrotu ziemią w Polsce Agencja Nieruchomości Rolnych, która przeistoczyła się w Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa, przede wszystkim przekazuje państwowe nieruchomości w dzierżawę, sprzedaje tylko małe skrawki, a te większe wyłącznie za zgodą ministra rolnictwa.

Teraz najwięcej państwowej ziemi trafia w dzierżawę. Niedawno w Kujawsko-Pomorskiem był taki jeden przetarg, gdzie na jedenaście działek (po osiem-dziesięć hektarów) złożono aż około trzystu ofert!

Wcześniej niektórzy rolnicy walczyli między sobą podczas agencyjnych przetargów. Bywało, że przesadzali.

Niektórzy rzeczywiście przesadzali w przetargach, na siłę chcieli powiększyć gospodarstwo, nie myśląc o tym, kiedy im się ten wydatek zwróci.

Może chcieli w ten sposób powiększyć nie tylko gospodarstwa, ale i swoją konkurencyjność, dogonić świat?

Taka ślepa pogoń i równanie do największych gospodarstw na świecie jest kompletnie bez sensu! Przecież Polska to nie USA. Różni nas bardzo wiele, także powierzchnia państw. Proporcjonalnie, także nasze gospodarstwa muszą być mniejsze. Dlatego polscy rolnicy nie powinni ścigać się z amerykańskimi farmerami, lepiej żeby po prostu robili swoje.

A w naszym kraju jest miejsce dla różnych gospodarstw - nie tylko tych dużych, towarowych, ale i dla takich, które produkują w sposób tradycyjny, ekologiczny. A jeżeli już tak bardzo chcemy się porównywać z innymi krajami, to dlaczego nie wprowadzimy cen minimalnych w punktach skupu? Przecież na przykład w Niemczech czy we Francji stosowano już ceny minimalne na trzodę chlewną! To u nas tego zrobić nie można?

Janusz Walczak: Nie ma sensu wchodzić na barykady, jeśli można porozmawiać [rozmowa]

Można za to dopracować wymogi dotyczące przyznawania pomocy unijnej. Na to wciąż narzekają rolnicy.

Niedawno rozmawialiśmy z wiceministrem Ryszardem Zarudzkim na temat ulepszenia systemu punktacji przyznawania pomocy z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2014-2020. Cieszę się, że wiceminister nie spławia nas, przyjmuje nasze uwagi i stara się zmienić to, co można poprawić.

Nie wszystko zależy jednak od osób pracujących w resorcie rolnictwa. Wiem, że minister Krzysztof Jurgiel starał się, by zaliczki dopłat bezpośrednich za ten rok otrzymali także ci rolnicy, których gospodarstwa są kontrolowane, ale Komisja Europejska się nie zgodziła. Trudno. Kontrolowani gospodarze będą czuli się zawiedzeni, bo dostaną płatności później. Możliwe, że znajdą się tacy, którzy zechcą wykorzystać ich niezadowolenie.

Do czego?

Do załatwienia prywatnych interesów. Zdarzało się, że niektóre osoby próbowały pod szyldem naszego związku ugrać coś dla siebie. A tak być nie może! Związek musi być niezależny i powinien bronić najważniejszych spraw polskich rolników.

Zapewne dla każdego rolnika jego problem jest najważniejszy. Może liczy, że staniecie za nim murem i zaprotestujecie?

Związek nie może być postrzegany w taki sposób. Owszem, staramy się pomóc każdemu, ale nie wolno kosztem związku „Solidarność” załatwiać prywatnych spraw. Bo inni rolnicy także nas oceniają. Musimy zachować niezależność. Jak trzeba będzie, to wyjdziemy na barykady. Bo zawsze woleliśmy rozmawiać, niż protestować. Na razie mamy z kim rozmawiać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska