Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarosław Kozera zarządzał szpitalem przez trzy lata. Po jego odwołaniu kadra nie kryła radości

Marta Pieszczyńska [email protected] tel. 52 32 63 142
28 sierpnia Andrzej Tretyn, rektor UMK odwołał Jarosława Kozerę.
28 sierpnia Andrzej Tretyn, rektor UMK odwołał Jarosława Kozerę. archiwum
Wiosną 2010 roku sytuacja "Jurasza" była dramatyczna. Zadłużony na grube miliony szpital miał postawić na nogi nowy dyrektor - Jarosław Kozera. Jak? Między innymi redukując kadrę.

I chyba właśnie dlatego od początku swojego urzędowania nowy szef, delikatnie mówiąc, nie przypadł załodze do gustu.

A wszystko zaczęło się trzy lata temu - w kwietniu. Szpitalem Uniwersyteckim nr 1 im. Jurasza w Bydgoszczy zarządzała wówczas Wanda Korzycka-Wilińska. Pewnego dnia szefowa placówki zaprosiła dziennikarzy na konferencję prasową na temat planu restrukturyzacyjnego dla obydwu lecznic uniwersyteckich w Bydgoszczy.

Podczas spotkania dyrektor przyznała, że sytuacja szpitala im. Jurasza jest trudna - zadłużenie placówki sięga, bagatela, 135 mln zł i trzeba coś z tym zrobić. Pomysłów na zaciśnięcie pasa było kilka, ale na pierwszy plan wysunęła się oczywiście redukcja personelu medycznego. - W ciągu najbliższych lat zatrudnienie w placówce straci 900 osób - wyliczała Korzycka-Wilińska, uspokajając jednak, że 900 to czarna liczba i być może aż tak źle nie będzie.

Wiadomo było natomiast, że na pierwszy ogień pójdzie 200 pracowników "Jurasza". Ale obowiązek przerzedzenia kadry szpitalnej spadł nagle z Wandy Korzyckiej-Wilińskiej - 28 maja 2010 roku na czele szpitala stanął nowy dyrektor - Jarosław Kozera, prezes spółki konsultingowej przygotowującej plan restrukturyzacji dla obydwu szpitali uniwersyteckich.

Przeczytaj także: Jarosław Kozera, dyrektor szpitala im. Jurasza w Bydgoszczy został odwołany

Dotychczasową szefową lecznicy usytuowano natomiast w "Bizielu", w fotelu dyrektorskim zajmowanym wcześniej przez Andrzeja Motuka. Tego ostatniego władze UMK odwołały w połowie kwietnia, argumentując, że Komisja Budżetowa Senatu UMK wydała negatywną opinię w sprawie konstrukcji budżetu szpitala na 2010 r.

Sęk w tym, że za czasów Motuka stanowisko dyrektora ds. finansów "Biziela" piastowała Magdalena Kopeć - ówczesna partnerka, obecnie żona Kozery. Załoga szpitala, zdecydowanie sympatyzująca z Motukiem, zaczęła więc spekulować, że zwolnienie dyrektora to sprawka dwójki - Kopeć-Kozera.

O sprawie w błyskawicznym tempie głośno zrobiło się również w "Juraszu". Oliwy do ognia dodał fakt, że nowy szef "sprowadził" do szpitala Magdalenę Kopeć, powierzając jej stanowisko... dyrektora ds. finansowych.

Przeczytaj także: Zwolniony dyrektor "Jurasza": Nie żałuję żadnej z podjętych decyzji
Kadra "Jurasza" - przerażona perspektywą zwolnień oraz zniesmaczona spekulacjami na temat odwołania Motuka, nie kryła antypatii w stosunku do dyrektora. I to do samego początku jego urzędowania. Zresztą on sam mówił o tym otwarcie. Podczas jednego z pierwszych wywiadów udzielonych "Pomorskiej", stwierdził: - Straszy się mnie zamknięciem, szantażuje mailami. To wszystko po tym, co wydarzyło się w "Bizielu".

Dyrektor przyznał jednak, że decydując się na zarządzanie lecznicą, był świadom obaw towarzyszących pracownikom. - Jedna trzecia personelu miała iść na bruk. Zapowiedź takich cięć nie mogła nie odbić się na atmosferze w szpitalu - tłumaczył.

Tak, czy inaczej, porządki kadrowe, dzięki którym szpital miał zaoszczędzić, trzeba było zrobić. I to jak najszybciej. Jarosław Kozera nie tracił czasu. Przyjrzał się pracy poszczególnych komórek szpitala i stwierdził, że aktywność kierowników niektórych klinik jest nikła. W październiku do zmiany warty doszło na okulistyce dowodzonej dotychczas przez prof. Józefa Kałużnego.

Współpracy nie przedłużono też z prof. Andrzejem Zielińskim, kierownikiem katedry i kliniki chirurgii plastycznej. Dlaczego? - Jej szef od roku jest na emeryturze. Zupełnie nie jest aktywny - wyjaśniał Kozera.

Z zatrudnieniem w "Juraszu" pożegnał się również prof. Jacek Kruczyński, szef ortopedii. - Pan profesor znany jest z tego, że... jest osobą znaną, ale nie ma czasu dla kliniki - tłumaczył swoją decyzję Jarosław Kozera. - Ortopedia w "Juraszu" - co zadziwiające - przynosi straty.

Później przyszła kolej na prof. Stanisława Molskiego, kierownika kliniki chirurgii ogólnej i naczyń. Powodem jego zwolnienia był fakt, że prof. Molski prowadził prywatną spółkę medyczną "Eskulap". Placówka miała podpisaną umowę z NFZ. - Od chwili objęcia funkcji dyrektora powtarzałem, że nie będę tolerował, aby zatrudnieni u nas lekarze prowadzili niepubliczne kliniki konkurujące z naszymi o pieniądze w NFZ - wyjaśniał Jarosław Kozera. - Kiedy "Eskulap" dostanie więcej, nasz szpital będzie miał mniej. Poza tym, widać tutaj ewidentny konflikt interesu. Profesor to szef kliniki chirurgii ogólnej i naczyń w szpitalu publicznym i w tej samej dziedzinie rozwija swoją firmę.
Aby w przyszłości uniknąć podobnych sytuacji i zdyscyplinować organizacyjnie oraz finansowo kliniki, dyrektor oddał zarządzanie tych części szpitala menedżerkom. Było to pionierskie rozwiązanie w polskiej służbie zdrowia. Bardzo szybko okazało się, że skuteczne. Zresztą zostało docenione. Projekt "Nowy model organizacji szpitala - menedżerowie oddziałów" nominowano do nagrody w konkursie Liderzy Zmian w Ochronie Zdrowia.

Przeczytaj także: W samo południe. Zwolnienie Jarosława Kozery trochę mnie zdziwiło

Tymczasem niespełna dwuletnia praca menedżerek pozwoliła zaoszczędzić szpitalowi około 10 mln złotych (m.in. na zakupach leków i drobnego sprzętu, jak strzykawki).
Mniej zadowolony z ich działań był natomiast personel. Zarzucał menedżerkom zbyt duży rygor i tworzenie fatalnej atmosfery w pracy. Ale na zły klimat w szpitalu składały się też regularne opóźnienia w wypłatach dla osób zatrudnionych na umowach cywilno-prawnych. Był to efekt zajęć komorniczych, z którymi "Jurasz" zmagał się od wielu lat. Konta szpitala były systematycznie blokowane. Co miesiąc zadłużonej na ponad sto milionów złotych lecznicy komornik zabierał 25 proc. kontraktu (4 mln zł).

- Jestem pod murem - komentował sytuację Jarosław Kozera. - Gdybym dostał 50 mln zł pożyczki, sam dogadałbym się z niektórymi wierzycielami, pozbył najbardziej natrętnych komorników i spłacał długi - mówił jednej z lokalnych gazet. - Ale z naszymi zobowiązaniami jesteśmy mało wiarygodni dla banków. Składamy wniosek do Agencji Rozwoju Przemysłu. Może się uda.
Udało się. Pod koniec listopada 2011 roku ARP podpisała ze szpitalem umowę pożyczki. Placówka otrzymała 100 mln zł wsparcia finansowego na restrukturyzację oraz dalszy rozwój. Argumentując podpisanie umowy, ARP wskazała, że "Jurasz" przestał się zadłużać.
W 2011 roku nastąpił pierwszy od kilku lat spadek zobowiązań wymagalnych, czyli takich, których termin płatności minął, a nie zostały przedawnione lub umorzone. 30 czerwca 2011 roku wynosiły one 101 mln zł.
Dzięki pożyczce lecznica wyszła na prostą. Komornicy przestali blokować szpitalne konta, a pracownicy otrzymywali wypłaty na czas. Szpital zyskał też przewagę nad dostawcami zewnętrznymi, którzy dyktowali dotychczas niekorzystane warunki współpracy.

Mogłoby się wydawać, że w lecznicy zapanował długo oczekiwany spokój. Sytuacja finansowa opanowana, kadrowa też. Ale znowu zawrzało. Niespodziewanie. We wrześniu minionego roku, kiedy Jarosław Kozera zwolnił czterech lekarzy kliniki chirurgii ogólnej i endokrynologicznej: prof. Stanisława Dąbrowieckiego, ordynatora kliniki, dr. Włodzimierza Gniłkę, dr. Stanisława Prywińskiego oraz dr. Wojciecha Szczęsnego. Powód? Jak wskazywał wtedy dyrektor: klinika chirurgii ogólnej miała wejść w struktury chirurgii naczyniowej dowodzonej przez prof. Arkadiusza Jawienia. Wszystko w ramach oszczędności. - Utrzymywanie obu klinik i dwóch stanowisk kierowniczych jest zbyt kosztowne - przekonywał Jarosław Kozera.

Redukcja zatrudnienia miała przynieść szpitalowi 1 mln zł oszczędności w skali roku.
Bydgoska Izba Lekarska, do której należała część zwolnionych lekarzy, przedstawiała z kolei swoją teorię na temat zwolnień. - Podejrzewam, że może chodzić o nasze działania w ramach Izby Lekarskiej - spekulował Stanisław Prywiński, prezes BIL. - W "Biuletynie Lekarskim" zamieszczaliśmy najczęściej krytyczne głosy odnośnie działań dyrekcji.

Przeczytaj także: Bydgoszcz: Jacek Kryś stanął na czele "Jurasza"
Tymczasem zbliżała się końcówka 2012 roku. "Jurasz" podliczał finanse. Okazało się, że w kolejny rok, pierwszy raz od ba-rdzo długiego czasu, szpital wejdzie na plusie (wynoszącym 925 031 zł). Ale fakt ten wcale nie oznaczał, że dyrekcja przestała zaciskać pasa. Na początku lutego 2013 roku w placówce znowu zawrzało. Tym razem wśród pielęgniarek, którym szefostwo "Jurasza" odebrało dodatki do podstaw wynagrodzenia. Dyrektor tłumaczył to koniecznością dopracowania modelu wypłaty dodatków i propozycją wznowienia funduszu premiowego dla wszystkich pracowników. W jego ocenie pojawiły się błędy, które polegały na nierównym traktowaniu pielęgniarek pod względem finansowym.

Ale zerwanie umowy rozzłościło pielęgniarki do tego stopnia, że zaczęły składać masowe pozwy przeciwko zarządowi szpitala. Dalszą współpracę ze szpitalem uzależniły od podwyżek - po 3 tys. zł brutto dla każdej. Dla lecznicy oznaczałoby to koszt ponad 30 mln zł rocznie. Żądania pielęgniarek odrzucono.
O ile dyrekcji udało się ostudzić nieco atmosferę buntu wśród pielęgniarek, to już z Kliniką Medycyny Ratunkowej sprawa się skomplikowała. Wydaje się, że był to gwóźdź do trumny dyrektora.

Najpierw pracę straciło tam siedmiu ratowników medycznych, potem zwolniło się 17 lekarzy. Było to pokłosie obniżek pensji, które Kozera zaproponował trzem z nich. Z nieoficjalnych informacji wynikało, że dyrektor chce się pozbyć wszystkich medyków zatrudnionych w KMR przez dr. Przemysława Paciorka - niegdyś szefa kliniki, który zrezygnował z pracy w "Juraszu" w połowie roku.

Sytuacja panująca w KMR zaniepokoiła m.in. prof. Juliusza Jakubaszko, prezesa Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej. O interwencję w sprawie kliniki poprosił on ministra zdrowia. To samo zapowiedział Tomasz Latos, przewodniczący sejmowej komisji zdrowia. Poseł Latos planował też interwencję u władz UMK, które konsekwentnie odmawiały komentarza w sprawie kliniki. W końcu bomba wybuchła. 28 sierpnia Andrzej Tretyn, rektor UMK odwołał Jarosława Kozerę. Jako powód decyzji podał pogarszającą się sytuację organizacyjną i finansową szpitala oraz pogłębiający się konflikt między dyrekcją a częścią pracowników. W ocenie władz uczelni plan naprawczy był dobry, ale realizowany nieterminowo. Podobno zagrożona jest też spłata pożyczki od ARP, ponieważ wzrastają zobowiązania przeterminowane.

Uczelnia nie podaje jednak szczegółów.
Podczas zarządzania szpitalem przez Jarosława Kozerę zwolnionych zostało 80 pracowników na etacie. W przypadku "kontraktowców" liczby tej szpitalowi nie udało się ustalić.

Obecnie w placówce pracują 2 363 osoby. Po odwołaniu dyrektora od razu zlikwidowano stanowiska 14 menedżerek. Osoby, które je piastowały, przeniesiono do działu finansowego i analiz medycznych, gdzie, podobnie jak wcześniej, będą zajmować się analizą funkcjonowania klinik i zakładów.

Czytaj e-wydanie »
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska