Urszula Dudziak na Jazz Od Nowa festival
Za nami najdłuższa w historii edycja Jazz Od Nowa Festival. W ciągu pięciu dni (od środy do niedzieli) usłyszeliśmy dziewięć koncertów w wykonaniu kilkudziesięciu muzyków pochodzących z całego świata: od chłodnej Finlandii po gorące Haiti.
Organizatorzy postarali się, by było nie tylko międzynarodowo, ale też międzypokoleniowo. Obok tuzów polskiej sceny (Wojciech Karolak, Urszula Dudziak), pojawili się młodzi jazzmani i to do nich należał tegoroczny festiwal.
Najgoręcej przyjęty przez publiczność, która każdego dnia pojawiała się w Od Nowie w nadkomplecie, został kwartet Adama Bałdycha. 28-letni skrzypek-wirtuoz do udziału w toruńskim koncercie zaprosił fińskiego trębacza Verneri Pohjolę. I to właśnie do tej dwójki należał piątkowy wieczór - skrzypce Bałdycha idealnie dogadywały się z matowym brzmieniem trąbki Fina. Muzycy czarowali melodiami m.in. z płyty "Room of Imaginary", a na bis zagrali zaskakującą wersję przeboju "Teardrop" zespołu Massive Attack. Artyści schodzili ze sceny żegnani owacjami na stojąco.
Czytaj także: 14. Jazz Od Nowa Festival [podsumowanie]
Dzień wcześniej fantastyczny koncert zagrał Maciej Obara International Quartet. Saksofonista, odkryty przed kilkoma laty przez Tomasza Stańkę, zafundował publiczności chyba najbardziej bogaty w emocje występ tegorocznej edycji "Jazzu". W ciągu 90 minut dostaliśmy zarówno potężną dawkę szalonych, freejazzowych improwizacji, podkreślających wirtuozerię całej czwórki muzyków, jak i sporo lirycznych momentów, w których cisza była równie ważna co dźwięk. Swoją grą zachwycał nie tylko lider zespołu, ale cały jego skład, z norweską sekcją rytmiczną na czele. Dynamiczny kontrabasista Ole Morten Vagan i perkusista Gard Nilssen stanowili jeden muzyczny organizm, a ten ostatni popisał się chyba najlepszą perkusyjną solówką festiwalu.
Nieźle spisały się też dwa inne kwartety (oba z tym samym instrumentarium: fortepian, perkusja, kontrabas i trąbka) - Jacqes Kuba Seguin Litania Projekt oraz Leszek Kułakowski Quartet. Zwłaszcza ten ostatni porywał doskonałym porozumieniem i wyczuwalną "chemią" między muzykami. A to coś, czego zabrakło podczas koncertu jednej z największych gwiazd tegorocznego festiwalu - Wojciecha Karolaka. Kwartet mistrza organów Hammonda zagrał nieco bez polotu i energii (w przeciwieństwie do Marc Bernstein Power Trio, którego muzycy chwilę wcześniej roznieśli swoim temperamentem Od Nowę). Koncert pozostawił wrażenie kalkulacji i chłodu, a spora część publiczności nie dotrwała do bisów.
Lekki niedosyt mogą czuć też fani Urszuli Dudziak, która wystąpiła z muzykami dowodzonymi przez pianistę Jana Smoczyńskiego. Bilety na to wydarzenie rozeszły się jak świeże bułeczki, nowa sala Od Nowy pękała w szwach. A pierwsza dama polskiego jazzu zaśpiewała trochę na pół gwizdka, nie prezentując pełni swoich możliwości wokalnych (rozczarowani mogą być zwłaszcza ci, którzy pamiętają świetny toruński koncert Dudziak z 2008 r.) Publiczność pewnie dłużej będzie wspominać anegdoty opowiadane przez artystkę między utworami niż jej wykonania tego wieczoru.
Jedno z bardziej obiecujących wydarzeń festiwalu - zamykający całość eksperymentalny, improwizowany koncert "Open-close" okazał się za to wielkim niewypałem. Zamiast zapowiadanego przez twórców otwartego na kontakt z publicznością "koncertu/wydarzenia/prowokacji", dostaliśmy coś w rodzaju hałaśliwego, pretensjonalnego performensu, w którym zabrakło i muzyków, i muzyki. O udziale widzów w ogóle nie było mowy, bo większość nie wytrzymała na sali więcej niż kilkadziesiąt minut.
Czytaj e-wydanie »