Większość pacjentów, z którymi rozmawialiśmy, nie narzekała specjalnie na posiłki, które otrzymują. - Na śniadanie dostaję kleik i papkę. Fakt, nie są zbyt smaczne, ale dietetyk zaleca, więc się je. Jestem po zabiegu, więc muszę jeść tylko posiłki lekko strawne. To zrozumiałe - zdradza jedna z kobiet.
Ryszard Majerowski z Inowrocławia w ogóle nie narzeka: - Jestem najedzony i zadowolony z tego, co dostaję na śniadania, obiady i kolacje. Wszystko mi smakuje. No, może poza zupą szczawiową. Ale jej po prostu nie lubię. Inne zupy były w porządku - wyznaje.
Jedna młodsza pacjentka mocno skrytykowała szpitalną kuchnię. - Moja dieta była taka, że musiałam jeść praktycznie same zupy. Były straszne, nie do zjedzenia, bez smaku, podawane na plastikowych tacach. Na śniadania bywają mielonki, które już nieapetycznie wyglądają. Ziemniaki są zimne. Jedynie budyń da się zjeść. Żywię się tu praktycznie tylko tym, co mama mi przynosi - zdradza.
Przeczytaj również: Szpitalna dieta w regionie, czyli najedz się za 7 zł
- Na każdym oddziale mamy dietetyczkę. Żywienie jest zamawiane zgodnie z zaleceniami jej i lekarza - tłumaczy Ewa Dynowska, naczelna pielęgniarka szpitala.
- Gusta żywieniowe Polaków są różne. Jeden lubi bardziej gorące potrawy, inny bardziej słone. Dieta szpitalna generalnie jest jałowa, mało słona, z niewielką ilością przypraw - zauważa Ireneusz Beśka, główny specjalista ds. techniczno-administracyjnych w inowrocławskim szpitalu. Dzienna stawka żywieniowa wynosi tu 14,40 zł brutto.
- Dobrze byłoby, gdybyśmy mieli o 2 lub 3 złote więcej. Fundusz nam nie płaci za wyżywienie, tylko za procedury. Chcielibyśmy podawać obiady takie, jak doktor Pawłowicz w Centrum Onkologicznym w Bydgoszczy. Gdybyśmy mieli tak finansowane świadczenia jak onkologia, to też mielibyśmy podobną kuchnię. Jednemu z radnych kiedyś powiedziałem, że gdybyśmy mogli pozwolić sobie na stawkę w wysokości 40 złotych, to raz w tygodniu podawalibyśmy pacjentom nawet kawior na śniadanie - opowiada Ireneusz Beśka.
Czytaj e-wydanie »