Celowo piszemy o tym teraz - w sezonie przyjęć, jarmarków, grillów i festynów - gdzie dziczyzna na dobre wpisała się w menu. A trzeba na nią uważać.
Lada dzień zakończy się, trwające od kilku miesięcy, śledztwo w sprawie zakażonej włośniem dziczyzny, po zjedzeniu której zachorowało 40 osób, a ponad 80 było zagrożonych.
Tymczasem nadszedł czas przyjęć pierwszokomunijnych, hucznie obchodzonych dni rozmaitych miejscowości, pikników i grillów, gdzie dziczyzna rozgościła się na dobre - choćby w postaci pieczonego dzika.
Nie brakuje nosicieli
To sprawia, że służby sanitarne i weterynaryjne muszą wzmóc czujność. Tym bardziej, że, jak mówią specjaliści, w naszym powiecie nie brakuje dzików - nosicieli włośni. - W ubiegłym roku zanotowaliśmy trzy przypadki, gdy w mięsie ustrzelonego zwierza weterynarze znaleźli włośnie - informuje Krzysztof Joppek, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Świeciu. - Wśród świń hodowlanych ta choroba występuje bardzo rzadko. Inaczej sytuacja przedstawia się u dzików. Z moich obserwacji wynika, że trzeba być naprawdę bardzo ostrożnym i dociekać skąd zwierzę pochodzi, i czy na pewno było badane. Zalecam to konsumentom.
Częstować czy nie?
Pytania w tym tonie stawia właśnie pan Jan, nasz Czytelnik ze Świecia. - Szwagier przywiózł trochę kiełbasy z dzika, na przyjęcie mojej wnuczki - mówi. - Ponoć było badane, ale szwagier nie ma na to żadnego dokumentu. Wędlinę dostał od sąsiada myśliwego, który mieszka w Tczewie. Pamiętam historię myśliwego z Osia, który w dobrej wierze poczęstował rodzinę... jak się okazało, włośnicą. Obawiam się, że sytuacja może się powtórzyć w moim domu.
Ryszarda Jarantowicz ze świeckiego Sanepidu uspokaja.- Nie można popaść w paranoję - wskazuje. - Jeśli mamy jakiekolwiek podejrzenia co do właściwości chemicznych czy fizycznych kiełbasy, należy przywieźć ją do nas. Jeśli natomiast Czytelnik obawia się włośnicy i nie wie czy mięso było w tym kierunku badane, powinien udać się do lekarza weterynarii.