Kiedy sterany życiem i chorobami odchodził dziewięć lat temu, tkwiłam przed telewizorem, buszowałam po sieci. Po północy zadzwonił naczelny - przygotowaliśmy, jak większość polskich gazet specjalne pożegnalne wydanie, trzeba było je rozwieźć, dostarczyć w niedzielę rano do kościołów, sklepów, wszędzie tam, gdzie czytelnicy chcieliby po nie sięgnąć.
Później były emocje. Tak - łzy też, kiedy patrzyłam na światełka wzdłuż alei Jana Pawła II w Bydgoszczy. Ludzie szli w marszach, organizowano koncerty, kościoły "pracowały" pełną parą dzień i noc. Mówiło się, że staliśmy się wtedy lepsi, zjednoczeni, przejrzeliśmy się w lustrze 27 lat Jego pontyfikatu.
Pogrzeb w Watykanie był wielkim medialnym wydarzeniem, relacjonowanym na cały świat. Gazety puchły od specjalnych kolumn poświęconych Janowi Pawłowi II, czytelnicy pokazywali swoje zdjęcia z watykańskich audiencji, wspominali polskie pielgrzymki Wielkiego Polaka.
Mijały dni i wszystko stygło. Jeszcze Dni Papieskie w 2005 roku odbyły się siłą rozpędu. Już ich nie ma teraz.
Wczoraj znów na chwilę byliśmy w Watykanie. Obejrzeliśmy transmisję mszy kanonizacyjnej. Dzisiaj przerzucimy gazety z relacjami. Pielgrzymi wrócą z Rzymu.
I to by było na tyle.
Niestety.