Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jesteśmy rozliczani z dobrych uczynków...

Joanna Grzegorzewska [email protected]. 52 32 63 135
Gdy Aleksandra wraca z pracy, naciera Cioci skórę olejkami, palec po paluszku
Gdy Aleksandra wraca z pracy, naciera Cioci skórę olejkami, palec po paluszku fot. M. Wieczorkowska
- To nie bohaterstwo - powiedziała, kiedy weszłam do jej domu. A później powtórzyła to jeszcze z dziesięć razy. A może i więcej? I tak mogłabym właśnie zacząć ten tekst, że Aleksandra - rocznik 52 - nie czuje się bohaterką. Ale zaczniemy inaczej.

Cierpienie

Dziennikarz: - Gdyby to od pani zależało, wprowadziłaby pani możliwość eutanazji?
Aleksandra: - Człowiek nie może odbierać życia człowiekowi. Nie ma do tego żadnego prawa!
- Niektórzy twierdzą, że w ten sposób można skrócić cierpienia osoby schorowanej.
- A cierpieniem nie będzie świadomość, że córka odbiera mi życie, syn nie chce się mną opiekować? Ja nie chciałabym tego doświadczyć.
- Potępia więc pani osoby, które domagają się takiego prawa? Np. Barbarę Jackiewicz, która chce "dobrej śmierci" dla zupełnie niesprawnego syna, o czym głośno było ostatnio?
- Nie potępiam i nie oceniam. Pani Barbarze musi być bardzo ciężko. I jeśli domaga się śmierci dla swojego syna, musi być już skrajnie wyczerpana. Żal mi jej, bo wygląda na to, że zabrakło jej wsparcia ze strony rodziny, przyjaciół. Ona zapewne jest sama ze swoją walką, dlatego tak cierpi.

Miłość

Toruń. Mieszkanie w bloku. Mała kuchnia, toaleta, łazienka, wąski korytarzyk. Na ścianie - drewniany anioł pilnuje wejścia do jednego z trzech pokojów - do królestwa Cioci. Jest tu duże łóżko ze specjalnym materacem antyodleżynowym; ręczniki, jałowe opatrunki, lekarstwa, pampersy, środki do higieny osobistej, olejki, maście. Jest też szafa, komódka, bibeloty, drobiazgi.
- To są rzeczy Cioci. Przywiozłam je z jej mieszkania, z Kwidzyna, by czuła, że jest u siebie - mówi Aleksandra, a po chwili pochyla się nad łóżkiem: - Ciociu to ja Ola, mamy gościa. Słyszysz? To ja Ola...
Ciocia uśmiecha się, poznaje. Chyba. Nie mówi, nie wiadomo ile słyszy, czy wszystko widzi, ile rozumie. Nie wiadomo dla obcego, ale nie dla Aleksandry. Ona wie, co Ciocia chce, czy ją coś boli, czy jest spragniona. A wie to po drganiu ciocinych powiek, ruchu dłoni, zaciśniętych palcach, po spojrzeniu.
Ciocia ma 94 lata. I już w ogóle nie wstaje z łóżka. Ma spastyczne przykurcze mięśni, chudziutkie ramiona i łydki. Pięknie ozdobioną siateczką zmarszczek twarz. Spokojną, łagodną. I pięknie, z jak najlepszego gatunku pergaminu, pomarszczone dłonie. Cała jest krucha, i delikatna. Ładnie pachnie. A ten zapach to...
Ciocia pachnie jak niemowlę.
Cały pokój jest tym zapachem przesiąknięty.
- Stary człowiek i jego opiekun jest jak dziecko połączone z matką pępowiną. Jestem jej potrzebna. Przez całą dobę. Zresztą, jak nie opiekować się takim dobrym człowiekiem, jakim była? - Aleksandra uśmiecha się. Łagodnie, czule.

Wiara
Dziennikarz: - Nie każdy ma dość sił, żeby podjąć się takiego obowiązku i nie każdego na to stać.
Aleksandra: - Taka opieka rzeczywiście kosztuje. Ja na szczęście nie muszę się o to martwić, mam pieniądze na lekarstwa, opatrunki. Ciocia ma 800 zł emerytury, ja nie zarabiam wiele, ale dajemy radę.
- Nie pomyślała pani nigdy o domu spokojnej starości? W Japonii, Stanach Zjednoczonych powstają całe osiedla dla staruszków, w Polsce...
- Nie, nie. To getta. Starsze osoby potrzebują kontaktu z bliskimi, młodszymi od siebie. Bez takiego kontaktu gorzej funkcjonują.
- A gdybym zapytała, dlaczego?
- Dlaczego to ja opiekuję się Ciocią? Bo jest moją rodziną, bo czuję, że to moja powinność. Oddaję to, co od niej otrzymałam, a dała mi bardzo dużo dobra, miłości. Zresztą, tam, na górze jesteśmy rozliczani z dobrych uczynków, z miłości bliźniego. Poza tym wierzę, że dobro i zło dane komuś wraca do nas i to podwójnie.

Obowiązek
Aleksandra ma lat 58. Pracuje na cały etat (w Wojewódzkim Ośrodku Terapii Uzależnień i Współuzależnienia w Toruniu). Codziennie wstaje o 4.45 rano, robi Cioci poranną toaletę (zazwyczaj na sucho, a raz w tygodniu z miską wody przy łóżku, z pomocą córek - ciocia jest ciężka: ); przygotowuje śniadanie, miksuje, karmi, biegnie do pracy (w tym czasie w domu jest mąż Kazimierz, wykładowca na UMK); wraca do domu, robi obiad, karmi ciocię, przewija, zmienia opatrunki (Ciocia ma jedną paskudną odleżynę, którą trudno opanować) i...
- Co się dzieje, gdy pani mąż idzie na uczelnię? - pytam.
- Biorę urlop - odpowiada ona.
- Kiedy ostatni raz była pani na wakacjach?
- Trzy lata temu.
Co gorsza, w tym roku Aleksandrze przepadnie sanatorium. Co prawda ma rodzeństwo, ale...
Aleksandra: - One mają swoje życie, inne obowiązki. Chorują.
Kazimierz: - Ola, ty też masz problemy, choćby z kręgosłupem.
Aleksandra: - Kajtek, daj spokój.
Więc gdy Aleksandra wraca z pracy, podaje Cioci picie, chłodzi ciocine czoło, skórę naciera olejkami (palec po paluszku, dłonie, ramiona, plecy, łydki); masuje, robi to, co w obowiązkach ma rehabilitant (zgina i prostuje ciocine ręce, nogi - delikatnie, ostrożnie - by mięśnie odzwyczajone od ruchu całkiem nie zanikły); parę razy dziennie, jak niemowlaka, oklepuje Cioci plecy, by ułatwić jej odkrztuszanie i... I tak w kółko.
- Nigdy się pani nie złości?
- Może czasami?

Złość

"Jest całkiem zrozumiałe, że czujesz się sfrustrowany i zły - zły, że to zdarzyło się właśnie tobie, zły, że to ty musisz być opiekunem, zły na tych, którzy ci nie pomagają, zły na chorego za jego denerwujące zachowanie, zły na całą tę sytuację" - czytam w "biblii" dla opiekunów staruszków (tytuł tego poradnika: "36 godzin na dobę" Nancy Mace i Peter Rabins). "Pamiętaj, że odczuwanie złości jest czymś ludzkim. Pamiętaj też, że złoszczenie się na chorego najczęściej pogarsza jego zachowanie."

Bunt

Dziennikarz: - A rodzina? Mąż, córki. Co oni na to? Długo musiała pani ich przekonywać? To... tylko ciocia, matka chrzestna, a nie matka rodzona czy siostra.
Aleksandra (umysł humanistyczny): - Ciocia nie ma własnych dzieci, jej mąż umarł. Rodzina zrozumiała. Rozmawialiśmy o tym.
Kazimierz (umysł ścisły): - Nie było żadnej rozmowy.
Monika, starsza córka Aleksandry i Kazimierza (umysł artystyczny). - Mama przywiozła Ciocię na święta Bożego Narodzenia kilkanaście lat temu. Ciocia została do dziś.
Dziennikarz: - Miałaś z tym problem?
Monika: - Miałam naście lat, denerwowało mnie wszystko. Ciocia, kiedy jeszcze chodziła, miała manię zamykania i otwierania drzwi do łazienki. Robiła to chyba ze sto razy dziennie. To trzaskanie doprowadzało mnie do pasji. Podobnie jak wyjadanie cukru łyżeczką z cukierniczki. Ona była wtedy zbyt wolna, ja zbyt niecierpliwa. Dzisiaj mi wstyd.
- Ale mieć anioła w domu, też jest chyba ciężko...
- Mama jest uzależniona od pomagania innym. Wcześniej zajmowała się swoimi rodzicami, chorym na nowotwór ojcem mojego taty, kolegą z pracy który walczył z nowotworem. Podziwiam ją, ale mam też poczucie winy: ja nie potrafię tak, jak ona. Mama niczego ode mnie nie wymagała, ale...
Aleksandra: - Nie zawsze jest mi łatwo. W gorszych chwilach pomagają mi spotkania z przyjaciółmi, wyjazd do opery, a tak ogólnie, pozytywne nastawienie do świata.

Radość

Znowu sięgam po "biblię": "Starcze otępienie nie powoduje, że osoba nim dotknięta nagle traci zdolność do odczuwania radości. Również i twoja zdolność do odczuwania pozytywnych emocji nie znika, mimo że wydawać ci się może, że twoje życie wypełnia jedynie zmęczenie, frustracja lub żal. Radość może wydawać się nie na miejscu w obliczu kłopotów. Radość często jest jak podarunek dany nam, byśmy mogli zachować jasny umysł w obliczu problemów".
- Poświęcenie? Każdy na moim miejscu zrobiłby to samo - mówi Aleksandra.

Ja nie jestem tego pewna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska