Rozmowa z ROBERTEM BEDNARKIEM, kapitanem zespołu
- Oczyma wyobraźni widzę, co musiało dziać się w waszych głowach w drodze powrotnej z Wałbrzycha, a potem przy wielkanocnym stole...
- Za ciekawie na pewno nie było. Cieszyliśmy się na pewno ze spotkania z najbliższymi, ale myślami człowiek był w zupełnie innym świecie. Mówię oczywiście wyłącznie w swoim imieniu.
- Jak doszło do przegranej?
- Stwierdzić, że mecz trwa do ostatniego gwizdka sędziego, to tak jakby nic nie powiedzieć. Starałem się przeanalizować, od feralnej 91 minuty, sekundę po sekundzie. Jeszcze do dziś nie potrafię tego ogarnąć. Graliśmy, owszem, na trudnym terenie w Wałbrzychu, ponad połowę meczu mieliśmy przewagę jednego zawodnika, w końcówce nawet dwóch, zdobyliśmy prowadzenie i w ciągu 180 sekund pozwoliliśmy je sobie wydrzeć. Wszystko to prawda, ciężko jednak tak jednym zdaniu podać przyczyny tej niewiarygodnej porażki.
- Rozmówiliście się już między sobą?
- Zaplanowaliśmy zaraz po świętach, przed lub po pierwszym treningu.
- A trener Mariusz Pawlak wylał już na was wszystkie swoje żale?
- Na całe szczęście nie działa pod wpływem emocji. Ale nie będę zdziwiony jeżeli, prócz wniosków odnoszących się do naszej gry i popełnionych błędów, wyciągnie konsekwencje innej natury.
- Jeszcze tego nie uczynił?
- W święta dostaliśmy wolne. Trening trener zarządził we wtorek. Wkurzające jest tylko to, ża ta zima wyniszcza nas mentalnie. Skaczemy z kwiatka na kwiatek; sztuczne boisko w Chojnicach, w Wałbrzychu naturalne. Teraz znów będziemy przygotowywać się do meczu z Rozwojem na sztucznej nawierzchni.
- Wszyscy tak mają, zima nie oszczędza żadnego z zespołów, szczególnie tych z absolutnej czołówki. To żadne wytłumaczenie, bo Energetyk czy Bytovia "swoje" punkty inkasują.
- Ktoś wpatrując się w tabelę pewnie już nasz skreślił. Ale ja uważam, że nie stoimy wcale na straconej pozycji. Mamy o co walczyć w kolejnych meczach. Wydaje mi się, że potrzebujemy wygranej w najbliższym, a po nim złapania serii zwycięstw. Nie ma mowy o złym przygotowaniu, albo słabościach w sferze mentalnej. Dysponujemy takim zespołem, że trzeba na boisku tylko we właściwy sposób spożytkować swoje umiejętności. Inna rzecz, że w tej lidze wygrać może kopciuszek, a przegrać murowany faworyt.
- Limit porażek, jeżeli poważnie w Chojnicach myśli się o awansie, wyczerpaliście?
- Nie nadmuchujmy tego balonu do granic wytrzymałości. Naszym celem jest, przede wszystkim, odnosić zwycięstwa w kolejnych spotkaniach. Będziemy zdobywać komplety punktów, to i awans stanie się celem bardzo realnym.
- Co jest obecnie dla drużyny najważniejsze?
- Przede wszystkim nie możemy popadać w wisielczy nastrój. Liga się jeszcze nie rozkręciła, a my zaczynamy kreślić czarne scenariusze. Musimy sobie pomóc sami, nikt inny nie weźmie za nas odpowiedzialności za wynik. Trzeba posypać głowy popiołem i za... Dysponujemy szeroką kadrą, nikt nie może być więc pewny miejsca w składzie. I nie powinien z tego powodu stroić fochów. Grasz czy nie, musisz zespołowi pomóc.