https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kaprale mają głos

Jan Raszeja

     Im dalej tym gorzej. Jeszcze niedawno byli esbecy w stopniach poważnych, a w każdym razie oficerskich, opowiadali kogo zwerbowali albo tylko chcieli. Teraz do głosu dochodzą podoficerowie-tajniacy.
     Oto właśnie dociekliwi naukowcy krakowscy natknęli się w aktach na coś w rodzaju pamiętniczka starszego kaprala służb Pawła Kosiby, a w nim na pseudo i adres donosiciela, którym za komuny miał być Andrzej Przewoźnik, młody człowiek od starych spraw, czyli szef Rady Ochrony Pomników Pamięci i Męczeństwa. Po rewolucji 1989 roku kapral Kosiba został wyrzucony z roboty, a że ją nadzwyczaj lubił, stawał na uszach, żeby do niej wrócić. W tym celu opisał swoje przeżycia, a potem je podarował Zbigniewowi Fijakowi, wówczas weryfikującemu tajnych i jawnych gliniarzy. I oto po kilkunastu latach, w tajemniczych okolicznościach, ktoś podrzuca dziennikarzom kapralski kwitek i zaczyna się zadyma: dziennikarze piszą, Przewoźnik tłumaczy, że nie donosił, IPN mówi, że nie ma teczki Przewoźnika, politycy tradycyjnie udają mądrych.
     Tak, mniej więcej, chyba wygląda pożar w domu użyteczności publicznej podczas powodzi stulecia.
     Ja to tak wszystko opisuję, żeby pokazać Szanownej Publisi, jak bardzo niewiele potrzeba w Rzeczpospolitej nr III do zgnojenia człowieka. Już nie trzeba teczki ze zgodą na współpracę, zbędne są meldunki, obejdziemy się bez tych głupot. Starczy kapral Kosiba i jego wspomnienia. Więc już niejaki Sławomir Radoń, szef kolegium IPN-u, wyrywa się do głosu: "Pan Przewoźnik nie może kandydować na prezesa Instytutu, bo nie może tego robić ktoś, wobec kogo są choćby przesłanki, że współpracował". Uwaga: nie dowody, jeno przesłanki. Ale to nie wszystko, bo Radoń rzecze dalej tak: "nawet gdyby Sąd Lustracyjny oczyścił Przewoźnika z zarzutu agenturalności, to nie miałoby to wpływu na możliwość jego kandydowania na prezesa."
     I tu się kończy moja zdolność pojmowania.Rozumiem, że Kieres II musi być bardziej niepokalany niż Macierewicz skrzyżowany z Giertychem i obydwoma bliźniakami. A z podejrzeń - jeśli są - oczyszcza specjalny sąd, bo to on jest od orzekania o winie lub niewinności. Okazuje się, że nic z tego, bo prezes IPN-u może być głupi, mieć kręgosłup z plasteliny, udawać, że nie wie, w co się gra teczkami, sam nimi pogrywać, ale nie może wspomnieć o nim żadna była sprzątaczka z SB, bo zostanie załatwiony na amen. I niech będzie szczęśliwy, że mu prawa jazdy nie zabiorą.
     Na razie.
     W sumie to się zgadza, jeszcze z wojska wiem, że kaprale mieli najwięcej do gadania. A teraz znaczą więcej niż sąd w pełnym składzie.
     Można - jak to zrobił Cimoszewicz - powiedzieć, że żyjemy w epoce teczkowej. Można - jak Religa - nazwać rzecz makabrą. Każdy z nich ma rację po wielekroć, choć obaj nie do końca nazywają rzecz po imieniu. Bo - tak naprawdę - jest to obrzydliwe, lepkie bagno, w którym garstka politykierów i podglądaczy zamierza skąpać cały kraj. Sądzę, że tylko bardzo nieliczni robią to z wewnętrznego przekonania, z chęci poznania prawdy, która ma nas zbawić (chociaż wcale ani nie zbawi, ani zrobi lepszymi). Większość grzebie w lustracyjnej bryi, bo ma w tym swój - wcale niewzniosły - cel. Ci faceci od małego kochali wyrywać muszkom nóżki, teraz mają swoje pięć brudnych minut. Mogą zapolować na ludzi.
     Sezon ochronny się skończył.

     

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska