Mówili, że mają tam jak u Pana Boga za piecem. Rewolucja bolszewicka zmusiła rodzinę Wołodkowiczów herbu Radwan do zmiany adresu. Iwańsk na Witebszczyźnie zamienili na Bydgoszcz. Na zawsze.
Wincenty Wołodkowicz, zanim osiadł z żoną Zofią, baronówną Hartingh w Bydgoszczy należał do najbogatszych ziemian na Białej Rusi. Był właścicielem ponad 75 tys. ha (tzn. 75 tysięcy dziesięcin). Należało do niego ponad dwadzieścia wsi, w tym kilka miasteczek. W swoich dobrach miał tartaki, gorzelnie, wielką papiernię, fabrykę sukna itd. W dworze była elektryczność i ... telefon - wówczas wielka rzadkość. Mieczysław Jałowiecki, którego żona Julia z Wańkowiczów była krewną Wołodkowiczów w swoich wspomnieniach pt. "Na skraju imperium" napisał, że pan na Iwańsku trzymał żelazną ręką swój majątek, podobno sam pensję pracownikom wypłacał...
A skoro już o parantelach mowa - Wołodkowiczowie byli spokrewnieni z najznamietnijszymi rodami kresowymi - Druckimi-Lubeckimi, Tyszkiewiczami, Horwattami itd. Wincenty Wołodkowicz był sędzią honorowym, deputatem szlachty z powiatu lepelskiego i rzeczywistym radcą stanu carskiej Rosji.
W karecie
Dumą Wincentego Wołodkowicza była stadnina koni. We wspaniale utrzymanych stajniach, które obsługiwali chłopcy ubrani w białe kurtki w niebieskie pasy trzymano ponad sto rumaków, z czego sześćdziesiąt wyścigowych, które zajmowały czołowe miejsca na torach m.in. w Petersburgu. Wołodkowicz lubił wyłącznie konie o wroniej maści, najchętniej z białą gwiazdką na pęcinach. Jak zapisał Jałowiecki - "Woronnyje rysaki koniuszi Wołodkowicza były znane w całej Rosji". Jeśli przedstawiono mu ciekawą ofertę, sprowadzał konie nawet z USA, nie licząc się z kosztami.
- Moi dziadkowie, Wincenty i Zofia opuszczając Iwańsk, zadbali w pierwszej kolejności o konie - ich oczko w głowie. Srebra podobno zakopali w parku, ale w nocy ktoś je wykopał, Meble i obrazy oraz zbiory historyczne i archiwalia, trafiły w ręce Rosjan i Białorusinów. Może są w tamtejszych muzeach, na przykład w Petersburgu. - mówi Elżbieta z Wołodkowiczów Morawska, córka Gustawa i Izabeli z hr. Morsztynów - mieszkająca wraz synem Robertem w Warszawie. Zofia Stulgińska we książce pt. "Gruszki na wierzbie" pisząc o Wincentym Wołodkowiczu, sąsiedzie jej dziadków wspomina, że "Przybył do Warszawy w karecie, na czele wielkiego tabunu rasowych koni". Dla Polaków znad Wisły ten widok był na pewno zdumiewający. Ale kresowiacy wiedzieli, że nie ma w tym nic dziwnego. O życiu i zwyczajach rodziny z Iwańska od dawna było głośno na całych Kresach.
Wołodkowiczowie byli znani z bogactwa, z wielkiej pracowitości i z ...dziwactw. Jak odnotowali pamiętnikarze zarówno Wincenty, jak i jego żona prowadzili nocny tryb życia. Ich pracownicy musieli się do tego dostosować. W fabrykach i na polach roboty prowadzono właśnie nocą... Ze zdumieniem o tym pisał i Melchior Wańkowicz i Antoni Uniechowski. - To chyba nie dziwactwo, ale konieczność dostosowania się do wymogów funkcjonowania gospodarstwa wymuszało nocne życie dziadków w Iwańsku - przypuszcza jednak Elżbieta Morawska.
Srebro i złoto
Kamienica przy ul. Libelta 10. Ten adres - jako Domu Żałoby - umieszczono w nekrologach Zofii i Wincentego, opublikowanych po ich śmierci w “Dzienniku Bydgoskim".
(fot. Fot. Wojciech Wieszok)
Wielką pasja Wincentego Wołodkowicza, jak i jego synów było też gromadzenie pamiątek z przeszłości. Pod okiem historyka z Krakowa powstała bogata kolekcja. Dla niej specjalnie dobudowano w Iwańsku nowa część dworu, gdzie w oddzielnych salach gromadzono srebro, cenną porcelanę. Był tam m.in. zbiór pasów z fabryki Paschalisa, olbrzymie tace herbowe, karabele oprawne w jaszczurczą skórę, kute srebrem i złotem, połyskujące rubinami.
Od 1914 r. rozpoczęto tworzenie zbiorów muzealnych, do których trafiały przedmioty z nieodległej miejscowości Czaszniki, gdzie na polach bitewnych w 1564 r. ks. Mikołaj Radziwiłł Rudy i Jan Chodkiewicz zwyciężyli wojska Dmitra Szujskiego, a w 1812 r. marszałek Oudinot pokonał L. Wittegnsteina i armię rosyjską. Nic więc dziwnego, że Andrzej Romanowski w książce pt. "Pozytywizm na Litwie" zaliczył Wołodkowicza do "ratowników pamiątek".
Wincenty Wołodkowicz był długo przekonany, że działania wojenne nie dotrą do Iwańska - bo jak mówił "żyjemy w takiej głuszy, jak u pana Boga za piecem". Okazało się, że nie miał racji. Wojna zmusiła go do opuszczenia rodzinnej ziemi. Czemu trafił do Bydgoszczy? Kresowiacy najpierw szukali możliwości osiedlenia się w Warszawie, Poznaniu czy Gdańsku. Ale tam było bardzo trudno o mieszkania. Inaczej - w Bydgoszczy. Fakt, iż wielu ziemian z Kresów Wschodnich znajdowała dach nad głową, ściągał tu innych - krewnych, sąsiadów, znajomych.
Wołodkowiczowie zamieszkali na początku lat dwudziestych XX wieku najpierw przy ul. Pomorskiej, potem w kamienicy przy ul. Libelta 10. Tu zmarli. Wincenty w 1927 r. w wieku 81 lat. Rok później jego 75-letnia żona. Rodzina kupiła willę przy ul. Kozietulskiego 6. Tam mieszkał syn Wołodkowiczów Hieronim z ich wnukiem - Henrykiem.
Skuty herb
Stary, kamienny grobowiec na cmentarzu Nowofarnym w Bydgoszczy. Prosty, ale z klasą. Tu pochowani są członkowie rodziny Wołodkowiczów - Zofia i Wincenty, ich dwaj z sześciu synów - Gustaw i Józef oraz wnuk Henryk. Jedyna córka, Maria znalazła miejsce wiecznego spoczynku daleko od rodziców - w Wilnie. Być może w założeniu ten grobowiec miał służyć kolejnym pokoleniom - wszak jak zanotowała Zofia Stulgińska - " była to rodzina bardzo patrialchalna i kochająca się". W jakim stopniu się to udało.
Herb na grobowcu Wołodkowiczów ktoś nieumiejętnie skuł. Jakby chciał zatrzeć ślady z przeszłości tej rodziny. Dzięki pamięci bliskich, rozsianych po całym świecie, dzięki zapiskom historycznym - tego na szczęście zrobić się nie da. I nie ma tu znaczenia to, że dziś nikt z potomków Zofii i Wincentego Wołod kowiczów w Bydgoszczy już nie mieszka.